Facebook

poniedziałek, 29 lipca 2013

z cyklu: "CyTaty"


Dziecko cudem zasnęło. On przyniósł arbuzową przekąskę. Włączyli wentylator, usiedli na kanapie i w ciszy rozkoszują się tym pysznym smakiem.

Nagle On mówi: "A wiesz, że arbuz składa się z (pauza) arbuza?"
Ona: (nie wiem czy to przez tą temperaturę ale...) umarła ze śmiechu :)

niedziela, 28 lipca 2013

słoneczko




Z nieba leje się żar. Prawie cały dzień siedzimy w domu. Nic się nie chce... a właściwie to się chce... spać. Ale tylko mnie. Mi cały zadowolony lata i słychać tylko "mama" i "daj to daj to". Matka przez pół dnia walczy żeby tylko nie zasnąć i kręci tymi kółkami w samochodach, czyta wierszyki, śpiewa piosenki, tańczy i wkłada do basenu zrobionego na balkonie na każde zawołanie. Dziecko odwdzięcza się uśmiechami, buziakami, przytulaskami aż w końcu razem zasypiamy! :) Dobra drzemka nie jest zła :)

Tata wrócił z próby i w końcu wieczorem wyszliśmy na świeże powietrze. Może już słońce tak nie daje popalić ale komary owszem. No cóż, coś za coś :)




A jak Wy sobie radzicie w te upalne dni... i czy macie jakieś pomysły na to: Co zrobić żeby nie oszaleć w domu? :)






piątek, 26 lipca 2013

GraMi

Dzień jak co dzień. Dziecko wstało po godzinie 6. 00. Matka także wstała (z bólem wielkim, że to już). Trochę się pobawili, poczytali... i nastąpił czas cyckowania.
Jak już Matka poległa to nie było żadnej siły która mogła ją z tego łóżka ściągnąć. Nastąpiła więc wymiana, Dziecko przejął Tata. I o godzinie 8. 00, gdy Matka smacznie drzemała, powstał ten oto wspaniały film odzwierciedlający niezwykły talent najmłodszego Be. :)

GraMi



Mi na gitarę ma własną nazwę - "ćććććta" i  siedzieć przy niej może długo (jak na 14-sto miesięcznego człowieka). Cieszę się, że obój nie jest tak upragnionym instrumentem, bo sąsiedzi mogliby nie zdzierżyć niezwykle pięknego obojowego brzmienia z samego rana. :)

czwartek, 25 lipca 2013

kraków

Kraków wezwał Nas niespodziewanie i dosyć nerwowo. Ale na szczęście okazało się, że nie jest tak źle jak wszyscy myśleliśmy, więc odetchnęliśmy z ulgą.
B. jak zawsze stanął na wysokości zadania. Można na Niego liczyć zawsze i wszędzie, a jeszcze do tego o nic prosić nie trzeba, sam wie... Wspaniałego Męża mam. Najlepszego!

Uśmiech Mi lekarstwem na wszystkie smutki i zmartwienia. Jego radość z zabawy na placu zabaw, gdzie coś nowego do odkrywania jest, więc tym bardziej udało się myśli odsunąć na bok, odetchnęliśmy wszyscy i głowy przewietrzyliśmy.



A Ciocia B. (najlepsza ciocia jaką można sobie wyobrazić, moja ciocia!) choć z Mi widuje się raz w roku, bo mieszka miliony kilometrów stąd, skradła Jego serce w minut kilka (z wzajemnością). Mamy nadzieję, że tych spotkań kiedyś będzie więcej, dłużej, częściej, bliżej!

niedziela, 21 lipca 2013

powrót

Wyjazd do Gdańska udał nam się niezwykle i jesteśmy niesamowicie szczęśliwi, że mogliśmy tak miło spędzić czas. Właśnie taki aktywny odpoczynek cieszy nas najbardziej! :)

Lubimy wycieczki i przygody, ale lubimy także powroty do domu. Przejście przez próg mieszkania, ten znajomy zapach (chyba że wszystkie okna są szczelnie zamknięte... :) wtedy jest gorzej) znajomy każdy kąt i za każdym razem radość, że jesteśmy u siebie. 

To nic że torby i walizki zajmują pół mieszkania i prań sto zrobić trzeba, najważniejsze że wspomnień znad morza jest wiele i długo jeszcze będziemy gdańską przygodą żyć. 
Naładowaliśmy akumulatory, pomysłów wiele w głowach się zrodziło i teraz możemy działać, bo jest chęć, siła i zapał do pracy ogromny.


Przez ostatnich kilka dnia Miłosz niezwykle się rozgadał, po swojemu oczywiście, ale pojawiło się kilka wyrazów-dźwięków-gestów które doskonale można zrozumieć:

wtorek, 16 lipca 2013

Gdańska przygoda cz. II

Jadąc do Gdańska nie spodziewaliśmy się, że odwiedzimy tyle wspaniałych miejsc. Początkowo plan był taki, że codziennie byczymy się na plaży. Jednak po przyjeździe Mąż mój wyszukał miejsca w które możemy się wybrać i każdy dzień zaplanował doskonale! 

ZOO, Statek Sołdek i Centralne Muzeum Morskie - te wszystkie miejsca zobaczyliśmy na początku. Zadowolenie i zainteresowanie Mi zachęciło nas tym bardziej do dalszych wycieczek zwiedzaniowych. Okazało się, że z czternastomiesięcznym dzieckiem można odwiedzić wiele interesujących miejsc. 

Centrum HEWELIANUM - nowoczesne centrum nauki mieszczące się w zabytkowych budynkach militarnych na Górze Gradowej w Gdańsku. Mieliśmy okazję zobaczyć trzy wystawy:

Interaktywną wystawę "Woda" przedstawiającą naturę wody: rozszczepialiśmy światło poprzez wodny pryzmat, tworzyliśmy wodne wiry, obserwowaliśmy jak zachowuje się woda omijając różne kształty i wiele innych wspaniałych zjawisk. Mi przespał całą wystawę, my natomiast byliśmy zachwyceni tym co zobaczyliśmy.



Warsztaty wiatraczkowe - rewelacyjna atrakcja nie tylko dla najmłodszych. Uczyliśmy się robić wiatraczki, a ponieważ Mi je uwielbia byliśmy niezwykle szczęśliwi, że mamy taką możliwość! Przemiła obsługa cierpliwie tłumaczyła wszystko po kolei tym najmłodszym i tym starszym :) Obudzony Mi aktywnie brał udział w tworzeniu wiatraczka.









Babcia E. i Tata byli oczywiście warsztatowymi gwiazdami!

Multimedialna wystawa "Wehikuł Czasu - Człowiek i Pocisk". W 14  powojennych schronach umieszczone zostały wybrane ważne wydarzenia z dziejów fortu.  Przechodząc od jednego do drugiego schronu podziwialiśmy panoramę miasta.




Babcia E. dzielnie znosiła wszystkie nierówności terenu! :*

Wystawa interaktywna "Energia, Niebo i Słońce". Dwa piętra na których znajdują się pracownie energii i nieba, gdzie mogliśmy do woli eksperymentować: wywołać falę tsunami, zobaczyć dźwięk, czy przekonać się ile energii wykorzystują nasze kuchenki bądź czajniki. Tacie także na koniec udało się dostać do (obleganego) symulatora jazdy samochodem w różnych warunkach, Matka także spróbowała - nie szło jej za dobrze.. :)







Oczarowani siedzieliśmy tam chyba pół dnia i chłonęliśmy wszystko z wypiekami na twarzach.
Cena za obejrzenie tylu wspaniałych rzeczy była niezwykle niska (23 zł za 3 dorosłe osoby - bilet rodzinny). Jak Mi będzie straszy z pewnością wrócimy!

Na plaży odpoczywamy i ładujemy baterie na kolejne wycieczki. 
Tata z Mi budują piękne zamki z piasku ( z którymi ku wielkiej uciesze Taty wszyscy przechodzący robią sobie zdjęcia!).
Skaczemy przez fale, bawimy się piłką, robimy babki z piasku, jest wspaniale! 



Na spacer sopockim molo również się wybraliśmy.




Odwiedziliśmy również magiczną Kuźnię Wodną w Oliwie w której poznaliśmy dawne techniki kowalskie.
Tutaj Mi był bardziej zainteresowany wszystkimi ludźmi którzy wraz z nami uczestniczyli w pokazie, Tata natomiast był zachwycony!


Dzisiaj chcieliśmy obejrzeć Akwarium Gdyńskie jednakże zniechęciła nas "kilometrowa" kolejka! Ale myślę, że będzie jeszcze okazja... będzie powód żeby tu wrócić. Gdańsk, całe Trójmiasto to wspaniałe miejsce gdzie nie tylko my Rodzice i Dziadkowie ale także dzieci, nawet te najmniejsze znajdą coś dla siebie. 

Został nam jeszcze jeden dzień... ciekawe co Tata na jutro wymyśli?

piątek, 12 lipca 2013

Gdańska przygoda

Rodzina Be (Mama, Tata, Mi i Babcia E.) wyjechała na wakacje. Było to możliwe dzięki przyjacielskiej wspaniałomyślności państwa H., którzy to udając się w podróż poślubną udostępnili nam swoje Gdańskie mieszkanie. Rodzina Be jest im niezwykle wdzięczna! :*
Jest nam dobrze, wspaniale wręcz! I bawimy "się świetnię"!
Mi jest zachwycony morzem i plażą, ale to było do przewidzenia. Obawialiśmy się jak to będzie z wycieczkami innego typu (muzeum, ZOO), okazało się że zupełnie niepotrzebnie. Miłosz spokojnie wszystko znosi, ba! On nawet jest zadowolony. Zamontowany w swym nosidle (TULA), albo zasypia albo uśmiecha się i macha (nawet do manekinów - gdy nie odmachują, jest bardzo zawiedziony) do wszystkich na około.

Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w ZOO, ale bardzo dawno temu, w Częstochowie nie mamy, więc wybraliśmy się także dla swojej przyjemności. Trening fok, karmienie pingwinów, piękne żyrafy, kopulujące żółwie, zabijające wzrokiem krokodyle. Wspaniałe!  Ale przy słoniu zawsze robi się nam tak jakoś smutno...


niedziela, 7 lipca 2013

TańczyMi

Dzisiaj Mi obudził się jakoś przed 6.00, po godzinie na szczęście zasnął, a ja poszłam w Jego ślady. Mężu wstał i zabrał się do pracy, gdy Syn się obudził (po 1,5 h) i B. zobaczył moją minę bez wahania zajął się Dzieckiem, a ja mogłam jeszcze spać do... 11.30!!! Pospałabym jeszcze dłużej, ale nie można było marnować takiego pięknego dnia!

Mi tańczy przy każdej możliwej okazji: gdy przyjdą goście lub idzie w odwiedziny prezentuje wszystkim cały wachlarz opanowanych wygibasów, wystarczy że pralka wiruje, młotek rytmicznie stuka lub po prostu słychać jakąś muzykę On od razu rozpoczyna podrygiwać.

piątek, 5 lipca 2013

postępy jedzeniowe

Nie raz słyszałam o problemach jedzeniowych u malutkich dzieci. Bo nie chcą jeść, bo tylko kilka wybranych rzeczy, bo wszystko powoduje zaparcia itp. Wokół tego jedzenia taka panika. Latamy za dzieckiem z kanapeczką, jabłuszkiem i wciąż namawiamy "Jeszcze tylko jednego gryza.". Ale czy to ma sens? Czy kwestia wciskania dziecku tego jedzenia gdy ma kilkanaście miesięcy jest taka ważna? A może ono naprawdę wie kiedy, co i ile ma zjeść? Może tak jak przy siadaniu, chodzeniu, mówieniu tak samo przy jedzeniu, każde dziecko w swoim czasie, w swoim tempie dorasta do tego żeby jeść tak jak my - dorośli?

Odkąd Mi skończył sześć miesięcy, stosujemy metodę BLW (można przeczytać na ten temat TU). Dziecko nasze ma już skończone prawie 14 miesięcy i nadal Jego głównym, a właściwie jedynym źródłem pokarmu jest moje mleko.

wtorek, 2 lipca 2013

męskie sprawy

Mi uwielbia spotykać się z dziećmi. Wśród Naszych znajomych jest kilka osób posiadających potomstwo w podobnym wieku. Przypuszczam, że dla Naszego Syna nie ma znaczenia płeć zabawowego kompana, jednakże co chłopak to chłopak!
Ksawery, bo o Nim będzie mowa to, "bliźniak" Miłoszka. Chłopcy urodzili się tego samego dnia, obaj przez CC (12 godzin różnicy) w związku z czym ja i Mama Ksawerego spędziłyśmy trochę czasu razem, przeżywając to samo, wspierając się nawzajem. I tak już nam zostało, że wspieramy się i spotykamy do dziś.

Oto chłopcy w wieku 5 miesięcy :)



Na dzisiejszym spotkaniu Koledzy zapoznawali się dogłębnie z drukarką, karmili się nawzajem chrupkami, przytulali, kąpali. Bawili się wyśmienicie. Było wiele śmiechu i radości również w zabawie "a kuku" zza pudełka. 
Nasz Syn także zaprezentował Nam swoje nowe oblicze - papuga zawsze druga. 
Okazało się, że za każdym razem gdy Ksawery zainteresował się jakąś zabawką, Mi chciał bawić się akurat w tym samym czasie dokładnie tym samym. Mamy więc za sobą pierwsze dzieciowe kłótnie. 



Matka jest niezwykle zadowolona ze spotkania! Bo Syn był szczęśliwy, bo w końcu się udało Nam zobaczyć, bo miło spędziliśmy czas i lody ulubione zjedliśmy. Ale również dlatego, że wykonała udaną Ksawciowo - Rodzinną sesję zdjęciową. I teraz po wykonaniu na spółkę z Mężem zdjęciowych ulepszeń może spokojnie iść spać. :)