Facebook

środa, 27 sierpnia 2014

nowy rozdział

Nadeszła chwila na rozpoczęcie nowego rozdziału w Naszym życiu, teraz jest nas czworo, ja i moich trzech mężczyzn. Tak, czuję się jak królowa, może kiedyś będą mnie nosili na rękach?

Pierwsze dni razem, wszyscy próbujemy odnaleźć się w nowej sytuacji. Można powiedzieć, że jest spokojnie (czasami tylko jakaś afera się przyplącze, ale rzadko) i dobrze. Mi przejęty ogromnie, pięknie radzi sobie z nową rolą,  kocha Kubusia i całusami oraz przytulasami stara się to okazywać, nam natomiast drżą w obawie serca przed braterskim zgnieceniem. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobrze. Po tygodniu rozłąki, ciężkim dla nas obojga chce być blisko mnie, a ja blisko niego, więc bardzo dużo się przytulamy.
Z całej czwórki Kuba wydaje się być najbardziej wyluzowany i skupia się tylko na trzech swoich potrzebach z czego jedną jest przespanie większości dnia.
Ja natomiast jak to kobieta z burzą hormonów popłakuję sobie od czasu do czasu, sentymentalna jestem niesłychanie i bardzo łatwo można wyprowadzić mnie z równowagi (ale na pewno jest milion razy lepiej niż za pierwszym razem).

Ten wyjątkowy piękny ale na pewno też ciężki czas przed nami. Czego sobie życzę...? przede wszystkim więcej luzu i wewnętrznego spokoju, jeżeli to będzie, wszystkim nam będzie łatwiej.


Kocyk Kuby, uszyty przez nasze ukochane Boginie <3


Mi artysta w fazie największego malarskiego skupienia.



Takich dwóch nowych kolegów mamy w domu :)

środa, 13 sierpnia 2014

emocje


Liczba przeżywanych przez nas każdego dnia emocji jest ogromna. Różnimy się od siebie, w związku z czym różnie też reagujemy na to co w środku nas się dzieje. My dorośli czasem nie wiemy dlaczego tak a nie inaczej się czujemy, dlatego dziecko tym bardziej ma prawo do dezorientacji w tej kwestii.
Nazywanie uczuć oraz wszelkich na co dzień występujących emocji wcale nie jest takie proste jakby się wydawało. W każdym razie ja dopiero teraz będąc rodzicem mam okazję faktycznie zatrzymać się na chwilę, zastanowić nad tym co czuję i powoli razem z synem uczę się nadawać imiona emocjom i znaleźć ewentualny powód dla którego niektóre z nich się pojawiły. 

W naszym małym synku ostatnio często gromadzi się napięcie, które jak już znajdzie ujście to dotkliwie odczuwamy je my lub przypadkowo znajdujące się w pobliżu osoby. Tłumaczenie, nazywanie uczuć, upominanie, że to nam się nie podoba w ciągu jednego dnia może narosnąć do mantry która wychodzi z naszych ust setki razy. Jest to męczące i dla nas i dla Niego przez co zdarza się, że efekt jest odwrotny do zamierzonego. Ręce wtedy opadają, płakać się chce i łatwo jest wtedy dojść do wniosku, że ponosi się rodzicielską porażkę. 
Bartek na szczęście wymyślił zabawę, która bardzo pomaga nam w okiełznaniu tego co się w małym ciałku gromadzi i najchętniej wychodziłoby za pomocą bicia, kopania czy drapania. 
Mimiczna zabawa, w której wybrana osoba prezentuje emocje zadane przez pozostałych domowników, zawsze po wypowiedzeniu jej nazwy i klaśnięciu w dłonie lub też druga wersja bardziej zabawna, przeróżne minki zmieniające się bardzo szybko na pstryknięcia palcami.  

Pojawienie się dziecka otwiera niesamowite ilości drzwi w naszych głowach, dzięki którym możemy poznawać siebie i pracować nad tym co nam w nas samych nie odpowiada. Jednocześnie pokazujemy dziecku, że my też popełniamy błędy i pomimo tego że czasami ciężej jest nam opanować niektóre emocje, staramy się nad sobą pracować aby być lepszymi dla siebie i dla niego. 






Ostatnio często śpiewana przez nas piosenka:

"Kocham Cię,A ty mnie,jak rodzinnie mija dzień,jak przytulę Cię,i buziaka dam jak chcesz,Czy mi powiesz kocham Cię ?


Kocham Cię,A ty mnie,wśród przyjaciół to się wie,jak przytulę Cię,i buziaka Tobie dam,ty mi powiesz kocham Cię."

PS. Macierzyństwo, chociaż nigdy nie miałam zapędów artstyczno-plastycznych, sprawiło, że pokochałam wyklejanie, scrapbooking... zapraszam więc na stronę gdzie można zobaczyć trochę moich wyklejanek ---> KLIK

środa, 6 sierpnia 2014

siusiaki i... no właśnie co?

W życiu każdego małego człowieka nadchodzi moment intensywnego poznawania wszystkiego co interesujące. A ponieważ interesujące jest właściwie wszystko, dlatego pytań w ciągu dnia usłyszeć możemy miliony. Pytania różnego typu, od zwykłego "Co to jest?" po bardziej  kłopotliwe oczywiście dla rodzica "Po co?", "Dlaczego?"...

Syn Nasz jakiś czas temu odkrył pytaniowy system poznawania świata, w związku z czym "Co to jest?" słyszymy w ciągu dnia niezliczoną ilość razy. Pytanie to, nie jest dla nas rodziców specjalnie kłopotliwe, gdyż po prostu trzeba daną rzecz nazwać i na tym sprawa się kończy. Jednak w Naszym domu sprawy poszły troszkę do przodu. 

Jak wiadomo, każdy człowiek z toalety korzysta, my rodzice, a w szczególności ja Matka od ponad dwóch lat korzystam zazwyczaj w obecności własnego Syna (wyjątkowo lubi mi wtedy towarzyszyć). Właściwie chodzi tu o wszelakie czynności ablucyjne. Mi dba o to, żebyśmy  nie czuli się samotni, w związku z czym zazwyczaj nam towarzyszy po prostu podczas pobytu w łazience, bacznie obserwując co każdy robi i jak wygląda jako golas. Nie ważne czy połowiczny czy całkowity, jeśli nie masz jakiejś części garderoby na sobie jesteś po prostu golasem. 
Od tego się zaczęło. Jednak golas to golas. Trzeba było przyjrzeć się sprawie bardziej wnikliwie
Będąc rodzicami chłopca, nazywając części ciała nazywamy siusiaka po prostu siusiakiem. Oczywistym więc dla Mi do pewnego czasu było, że wszyscy mają pupy i siusiaki. Następnie Syn Nasz dowiedział się, że jest chłopczykiem i tu kolejna oczywistość, chłopczykiem również do pewnego czasu byli wszyscy, Mama też. Pójdźmy jednak dalej.

Początki korzystania z toalety. Nasze dziecko w międzyczasie zauważa, że jednak rodzice różnią się od siebie wyglądem. W związku z czym nagle włącza niewiarygodnie mu przydatny tryb pytający. I rzuca krótkie:
"Tata ma siusiaka?" A Tata rzuca krótkie "Tak" i wszyscy są zadowoleni. Po chwili jednak zostaje postawione pytanie drugie w kierunku Mamy: "Mama ma siusiaka?". I tu się zaczynają schody. Wiadomo, że Mama nie ma siusiaka i od razu trzeba sprawę nazwać po imieniu... tylko jak nazwać, żeby było uniwersalnie, nie wulgarnie ale też nie za bardzo słodkopierdząco? Cipka, pipka, pipunia, psipsiucha czy kwiatuszek? Zapewne nazewnictwo jest w tej kwestii ogromnie bogate. Ale odpowiedzieć trzeba było natychmiast. Ja wybrałam swoją nazwę, pierwszą która do głowy mi przyszła. Od tamtej chwili, pytania te słyszymy miliard razy dziennie.

Na chwilę obecną, każda osoba nas odwiedzająca korzystająca z toalety otrzymuje od Mi pytanie "czy masz siusiaka?", a następnie "czy masz majtki?" (prawdopodobnie dlatego, że dopiero zaczyna się do nich przekonywać - póki co woli je nosić na głowie). Od kilku dni natomiast dodatkowo wielokrotnie w czasie doby na przykład podczas czytania książki, spożywania posiłku lub po prostu bez specjalnej okazji można usłyszeć taką oto wiązankę: "Ja mam siusiaka, Tata ma siusiaka, Mama ma pipkę. Baba ma siusiaka? Nie. Baba ma pipkę." Tak. Słysząc to po raz pierwszy ja z zaskoczenia stałam się nieruchomym posągiem, a Bartek który pił właśnie wodę, zrosił nią pół kuchni.

Kwestia rozróżnienia płci dla nas tak oczywista tu okazuje się czymś niezwykle fascynującym, jak widać bardzo często zaprzątającym głowę dziecka. I wszystko właściwie jest tak jak powinno być, ale ja wciąż się zastanawiam czy pipka na zmianę z pipunia to dobra nazwa?





poniedziałek, 4 sierpnia 2014

mamą być

Przez kilka miesięcy być z Nim właściwie jednym ciałem, być najbliżej jak tylko jest to możliwe.  Uczestniczyć we wszystkich początkach, wszystkich pierwszych razach. Na każde zawołanie przybiegać natychmiast. Przytuleniem i całusem koić każdy ból czy smutek. Być Tą wybraną, najlepszą, jedyną, przez dłuższy czas najbliższą osobą na świecie. Tulić, karmić, pielęgnować, w Jego oczach widzieć, że się wszystko potrafi. Swą empatią zrozumieć każdy problem i za wszelką cenę starać się go rozwiązać tak by Jemu pomóc. Być zawsze obok, wspierać i dodawać otuchy. Razem poznawać: Ono po raz pierwszy, Ona drugi, trzeci czwarty...

Być dla kogoś Alfą i Omegą, kimś niezastąpionym pod każdym względem. Nie. Nie całe Jego życie, ale chociaż przez kilka tych pierwszych chwil. Chwil które mijają tak szybko, a są tak niesamowicie budujące, ubogacające i w dodatku niepowtarzalne.

Być Mamą, to jedna z najpiękniejszych ról jaką kobieta została obdarzona.
I ogromnie się cieszę, że ja też Nią mogę być.











piątek, 1 sierpnia 2014

siła lwicy

Czuję w sobie siłę. Inną niż do tej pory. Mam wrażenie, że jest to zwiększona moc siły Matki lwicy, która musi chronić swoje dzieci. Podwyższony stan gotowości do działania. Nie spuszczanie dziecka z oczu i świadomość, że nawet z tym wielkim brzuchem w razie potrzeby pobiegnę na pomoc z prędkością godną sprintera. Mam poczucie ogromnej mocy, która wypełnia mnie od koniuszków palców u stóp po czubek głowy. Zapewne jest to spowodowane zbliżającym się wielkimi krokami rozwiązaniem. Hormony w ciele buzują, ale przy tym wszystkim odczuwam spokój. Już nie ma tego mętliku w głowie. Czuję, że dam sobie radę ze wszystkim. Że właśnie ta siła lwicy będzie ze mną jeszcze długo i pomoże samej poradzić sobie ze wszystkim. Bo tak samo jak wtedy, dwa lata temu, po pojawieniu się Miłosza, nie chcę tabunów ludzi do pomocy, dobrych rad i wyręczania mnie w czymkolwiek. Od początku chcę uczyć się tego co nam los przyniesie w naszym małym rodzinnym kameralnym już wtedy czteroosobowym kręgu. 
Tak działam, wtedy wiem że będę spokojna i wiem że spokoju we mnie nic nie będzie zaburzało. A siła po prostu będzie. 










I nie, nie chodzi tu o zamknięcie się samej z dziećmi w domu i nie pokazywanie się światu przez pół roku. Ale o to, że jestem w stanie pełnej gotowości do działania, którego i tak będę musiała się nauczyć, więc wolę zrobić to dobrze od pierwszych dni, by właśnie później wiedzieć jakie są Nasze wspólne możliwości i na co faktycznie pozwolić sobie będziemy mogli w najbliższym czasie.