Facebook

środa, 28 sierpnia 2013

przygoda we dwoje cz. 1

Wyjazdu do Łodzi nie mogłam się doczekać. Sentyment do tego miasta mam ogromny, wiele się tam wydarzyło, wiele się nauczyłam i poznałam wielu wspaniałych ludzi. 

Pierwsza wspólna podróż pociągiem. Tak. To była przygoda. Obawiałam się, że może być ciężko. Ale było dobrze. Mi całą drogę zwiedzał wagon w którym jechaliśmy, zaczepiał napotkanych ludzi - machał do nich, puszczał oko, opowiadał historyjki w swoim własnym języku. Siedzieliśmy na naszych miejscach może 10 minut. 
Kolejna rzecz której się obawiałam to wysiadanie. Przed oczami miałam obraz siebie -  na brzuchu dziecko w nosidle, na plecach wielki plecak i jeszcze ta nieszczęsna torbo-siatka na ramieniu (bo przecież nie można wszystkiego spakować do plecaka!) - wypadającej z pociągu prosto na peron pełen ludzi (jak w kreskówkach - pac na brzuch), ale udało się zejść po schodkach bez żadnych obrażeń. 

Ponieważ mam zasadę, że nie wsiadam do żadnego samochodu osobowego bez fotelika samochodowego telepaliśmy się w stanie "nosidło z Mi-ja-plecak + siata" tramwajami z przesiadką. Przeżyliśmy, dojechaliśmy! Po drodze Mi zakomunikował - "Pupa" - a oznaczało, to oczywiście że pielucha nie wytrzymała i oboje jesteśmy osikani. :)

Chcieliśmy odwiedzić wiele osób i wiele miejsc, niestety nie udało się wszystko co planowaliśmy. Ale od października w Łodzi powinniśmy być co najmniej raz w miesiącu więc... nic straconego!

Na początku odwiedziliśmy jedną z moich NAJLEPSZYCH <3 ! Ciocię P.! 
Było cudownie!
  • Mi latał za kotem, kot uciekał przed Mi.
  • Wujek Ł. rozkochał w sobie mego Syna w sekund pięć i "razę bawili się świetnię"
  • a Ciotka chwaliła się przed całym osiedlem jakiego to pięknego "psa z głową w dół" potrafi wykonać
Bardzo żałuję, że Nasze spotkanie trwało tak krótko - moja wina bo byłam strasznie zmęczona. :(
LOW!









piątek, 23 sierpnia 2013

muzyczny poranek

Nasze Dziecię pól dnia może tańczyć, słuchać muzyki lub grać na wyszperanym przez Tatę klawiszu czy Tatowej gitarze.
Nikt Go do niczego nie zmusza.  Sam chce, sam się upomina, naśladuje.
Czasem niesamowicie nas zaskakuje rozróżniając instrumenty które słyszy. 
Instrumenty smyczkowe - prawą ręką machając na boki, gitara - smyrając się po brzuchu, a trąbkę i inne dęte przykładając rączki do buzi "tututu".

Dzisiaj Miłoszka spotkała  miła niespodzianka. 
Wspaniały Wujek Paweł zorganizował trąbkowy poranek.
Radości było wiele, ten błysk w oku bo w końcu ukochana trąbka zagrała tak blisko że można było jej dotknąć, nacisnąć. A Wujek Paweł na wszystko pozwalał!

Dziękujemy! :)








A teraz pakowanie i kierunek ŁÓDŹ! <3

środa, 21 sierpnia 2013

"Wsi spokojna, wsi wesoła"

Jak byłam małą dziewczynką marzyłam o tym, żeby mieć dziadków na wsi i spędzać u nich większość wakacji. Biegać po lesie, polach, łąkach.. Wyobrażałam sobie, że tak powinny wyglądać prawdziwe wakacje. Może dlatego, że moi ulubieni książkowi bohaterowie tak spędzali letni czas? Sądzę, że tak. Dziadków na wsi nie miałam, więc wakacji tak nie spędzałam. Człowiek zawsze chce tego czego mieć nie może. Moi rodzice zawsze starali się zapełnić nam wakacyjny czas różnymi wyjazdami: w góry, na mazury, nad morze, wyjazdy rodzinne czy kolonie, to wszystko było wspaniałe, jednak ja tak bardzo chciałam poznać życie na wsi... I zdarzył się ten jeden raz. Gdy pojechaliśmy z B. do Jego wujka G. (który jest leśniczym). Było dokładnie tak jak sobie wyobrażałam. Cudownie. Próbowałam nawet wydoić krowę. To nic, że lizała mnie po plecach, smyrała ogonem po głowie, a więcej mleka lało się na moje buty niż do wiadra. Dla mnie mieszkającej całe życie w bloku  to była niezwykła przygoda.

Mi jest szczęściarzem i Babcię E. na wsi mieszkającą posiada. Już teraz mało z fotelika nie wyskoczy gdy pod bramę Babcinego domu podjeżdżamy. Może krów czy kur tam nie ma, ale wiem że będzie miał niesamowite ilości wspaniałych wspomnień dzięki temu miejscu.
Babcia E. zawsze coś wspaniałego ugotuje, (dzisiaj nawet uczyła Matkę "kulać kulki"!), zabawę ciekawą wymyśli, piosenek miliony zna i nudzić z Nią się nie można ani chwili (i nie mówię tu tylko o Mi, ale także o sobie).

Cudowne jest to, że powietrze jest inne i od razu człowiek lepiej się czuje, a po wyjściu za furtkę jedynym problemem jest to czy iść na pola czy może do lasu.

Babciu E. dziękujemy za wszystko! :*










Zdjęcia: Tata B. 





wtorek, 20 sierpnia 2013

nie do pomyślenia

Jakiś czas temu Miłoszkowe zdjęcie brało udział w konkursie "Bezpieczna podróż", organizowanym przez Projekt Wyprawka i Dziecięce Klimaty. Mieliśmy szczęście, nasze zdjęcie zostało nagrodzone. Wygraliśmy APTECZKĘ PIERWSZEJ POMOCY DLA DZIECI - WallaBoo

 Mała, lekka, mieści się wszędzie. Odkąd ją dostaliśmy zawsze ją ze sobą zabieramy, na wszelki wypadek, bo człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy, że coś takiego może w pewnym momencie okazać się niezbędne. Gdy nasze, zaprzyjaźnione czy nawet nieznajome Dziecię się oparzy, przewróci i skórę mocniej zedrze czy chociażby zapomni się balsamu przeciwsłonecznego, a słońce mocno praży. 

Wiemy dobrze, że 50% bólu łagodzi rodzicowy buziak czy przytulas, ale kolorowy plasterek z pewnością także pomoże i smutna buzia rozweseli się szybciej.



Apteczka zawiera 28 elementów, wszystkie zgromadzone w żółtej "walizeczce".
  • plastry hipoalergiczne - 12 sztuk
  • plastry dziecięce z wzrokami - 5 sztuk
  • chusteczki z włókniny nasączone 1% roztworem cetrimidu B.P - 4 sztuki
  • samoprzylepny opatrunek na rany oparzeniowe - 2 sztuki
  • opatrunki nieprzylegające do rany - 2 sztuki
  • żel chłodzący na oparzenia 5 ml - 1 sztuka
  • kojąco/łagodząca chusteczka - 1 sztuka
  • balsam do opalania SPF 25 5 ml - 1 sztuka

Jak widać Mi także apteczkę polubił. :)

Gdy B. zobaczył apteczkę po raz pierwszy, zaczął się śmiać... wyobrażał sobie, że będzie dużo większa. 
A tu takie małe, żółte, plastykowe pudełeczko.. gdy obejrzał jej zawartość stwierdził, że faktycznie jest wszystko czego można potrzebować. Bo przecież apteczka pierwszej pomocy ma być kompaktowa, nie potrzebujemy w niej całych tubek maści i kremów, idąc na spacer czy jadąc na wycieczkę, w zupełności wystarczą małe saszetki!

Jest jednak jedna rzecz, którą bym w apteczce udoskonaliła: polskie tłumaczenia na każdej saszetce, z pewnością będą dużym ułatwieniem dla opiekuna, który w nagłej sytuacji będzie mógł szybciej znaleźć potrzebny preparat.



Nie do pomyślenia jest to, że wydawało mi się, że jestem odpowiedzialnym Rodzicem, a tu co? Nie posiadałam w domu preparatów które w nagłej sytuacji mogą pomóc Dziecku i ukoić jego ból. 
Jeszcze raz dziękujemy Projekt Wyprawka i Dziecięce Klimaty za wspaniałą nagrodę.

środa, 14 sierpnia 2013

chciałabym

Gdy jesteśmy w ciąży wyobrażamy sobie i zastanawiamy się
jak Nasz dzidziuś będzie wyglądał, jaką będzie miał buźkę,
jakie oczka, paluszki, uszka, włoski, nosek..

Gdy dziecko ma kilka miesięcy i zaczyna reagować na różne bodźce,
zaczynamy się zastanawiać jakie będzie w przyszłości. 
Co będzie robiło, lubiło, jakie będzie miało pasje, kim będzie?

Gdy odwiedzający nas znajomi widzą jak Mi tańczy mówią "Ty to chyba będziesz tancerzem",
gdy widzą że lubi słuchać muzyki "O, Ty to chyba będziesz muzykiem. Na czym będziesz grał?", 
gdy bawi się piłką " O, Ty to chyba będziesz piłkarzem".
Ja nie wiem kim Mi będzie w przyszłości, sam zdecyduje, 
my możemy jedynie pokazać mu różne możliwości.

Ale chciałabym..
żeby spełniał swoje marzenia
żeby wiedział że zawsze może na nas liczyć
żeby był dobrym człowiekiem
żeby był szczęśliwy
żeby wierzył w siebie
żeby wierzył w to, że "chcieć to móc"
żeby czuł się kochany
żeby umiał powiedzieć "przepraszam", "proszę", "dziękuję"
żeby szanował drugiego człowieka
żeby miał pasje, robił coś co kocha, coś co da mu szczęście.

Wiem, że tak wiele zależy od nas, od tego co Mu pokażemy, czego nauczymy.
Bo, "Dziecko jest jak walizka pakowana latami, nie ma w niej niczego, czego wcześniej nie włożyliśmy.."










wtorek, 6 sierpnia 2013

niedziela, 4 sierpnia 2013

On +Ona + Ono - czyli łóżkowe sprawy

Chyba wszyscy znają obrazek ilustrujący łóżko dla dwojga :)


źródło: obrazek

W naszym przypadku było dokładnie tak samo. Zupełnie nie wiem dlaczego.. Początkowo tłumaczyłam to sobie tym, że przecież muszę się do B. przytulić, a skoro On tak sobie leży na swojej części to ja się przysunę, potem że wersalka jest nierówna i ja zjeżdżam na Jego część, potem że brzuch ciążowy wielki to miejsca więcej potrzebuję przecież... a Mężu Mój budził się nad ranem na krawędzi łóżka, nie narzekał, czasem coś napomknął, znosił to bardzo dzielnie.
Kupiliśmy nowe łóżko, też rozkładane bo nasz metraż nie pozwala na wielkie małżeńskie łoże. Okazało się że "połowy" nie są w nim równe, więc w sumie ucieszyliśmy się. B. miał większą a ja mniejszą część.
Komfort spania mojego Męża trochę się polepszył :)

Urodził się Miłoszek. Zdecydowaliśmy, że nie będzie z nami spał. Mnie po cc ciężko było znaleźć wygodną spaniową pozycję pomimo dużej ilości miejsca (bo ja z tych co to na brzuchu spać lubią najbardziej). Więc (chyba przez pierwszy miesiąc) B. za każdym razem wstawał w nocy, przewijał Mi i podawał go mnie, po czym odkładał do łóżeczka. Ja budziłam się zupełnie przytomna przy każdym stęknięciu Miłosza , Mąż nie, więc nieraz musiałam Go obudzić i poczekać aż zorientuje się o co chodzi. Kilka razy zdarzyło się, że chciał podnieść mnie (łapiąc pod głową i pupą), gdy zasnął podczas karmienia i budziłam go żeby odłożył Miłoszka wstawał zaglądał do łóżeczka i zdziwiony pytał gdzie jest Dziecię.
Ta sytuacja była męcząca dla mnie i dla Niego. Dlatego gdy pierwszy katar nawiedził nasze Dziecko wzięliśmy Je do siebie i tak już zostało.

piątek, 2 sierpnia 2013

państwo J.

Szczęście do spotykania wspaniałych ludzi mamy ogromne.
Niezwykle nas to cieszy. Bo jest z kim spędzić czas, cieszyć się, smucić, doradzić, poradzić a raz (się zdarzyło) nawet na chwilę Dziecię zostawić. 

Pan J. dzieci uwielbia, a i one odpłacają mu się tym samym.
Mi kontaktowy jest bardzo i jeżeli tylko widzi, że może "włączyć" 
do zabawy kogoś innego niż Mama i Tata jest niezwykle szczęśliwy
(nie tylko on, my także, bo odsapnąć od kręcenia kołami wywrotki można choć na chwilę).
I Pan J. z ogromną chęcią na wszystkie propozycje Naszego Syna przystaje: książki poczyta, kołami pokręci, klocki poukłada, a na spacerze ponosi, pohuśta a jak trzeba to i wózek poprowadzi (nie tylko przez pierwsze dziesięć minut spotkania). Taki z Niego wspaniały wujek!
Pani J. z ogromną miłością i radością na swego męża wtedy (i nie tylko wtedy) patrzy. 
I zapewne zastanawia się czy tak samo będzie gdy kiedyś pojawi się mała/y J. 






Dziecko Nasze Państwa J. niezwykle lubi, świadczyć o tym może fakt, że gdy tylko nas odwiedzą Mi spać nie pójdzie wcześniej niż o godzinie 22:30 :)





Mi ostatnio pokazuje coraz więcej charakterku. Gdy czegoś chce potrafi stękać i jęczeć.
W nocy budzi się milion razy i chce cyca, w dzień co 30 minut chce cyca, ale to chyba ze względu na wychodzące zęby. I wciąż chce (bo jak nie to zdarza się mała afera) żeby mu puszczać m. in.:


Mały paradoks. Pomimo tego, że mniej pracujemy bo są wakacje, jesteśmy bardziej zmęczeni niż w roku szkolnym. Ale to może przez to, że jesteśmy bardziej aktywni. I staramy się jak najlepiej wykorzystać wspólnie spędzany czas. :)