Wyjazdu do Łodzi nie mogłam się doczekać. Sentyment do tego miasta mam ogromny, wiele się tam wydarzyło, wiele się nauczyłam i poznałam wielu wspaniałych ludzi.
Pierwsza wspólna podróż pociągiem. Tak. To była przygoda. Obawiałam się, że może być ciężko. Ale było dobrze. Mi całą drogę zwiedzał wagon w którym jechaliśmy, zaczepiał napotkanych ludzi - machał do nich, puszczał oko, opowiadał historyjki w swoim własnym języku. Siedzieliśmy na naszych miejscach może 10 minut.
Kolejna rzecz której się obawiałam to wysiadanie. Przed oczami miałam obraz siebie - na brzuchu dziecko w nosidle, na plecach wielki plecak i jeszcze ta nieszczęsna torbo-siatka na ramieniu (bo przecież nie można wszystkiego spakować do plecaka!) - wypadającej z pociągu prosto na peron pełen ludzi (jak w kreskówkach - pac na brzuch), ale udało się zejść po schodkach bez żadnych obrażeń.
Ponieważ mam zasadę, że nie wsiadam do żadnego samochodu osobowego bez fotelika samochodowego telepaliśmy się w stanie "nosidło z Mi-ja-plecak + siata" tramwajami z przesiadką. Przeżyliśmy, dojechaliśmy! Po drodze Mi zakomunikował - "Pupa" - a oznaczało, to oczywiście że pielucha nie wytrzymała i oboje jesteśmy osikani. :)
Chcieliśmy odwiedzić wiele osób i wiele miejsc, niestety nie udało się wszystko co planowaliśmy. Ale od października w Łodzi powinniśmy być co najmniej raz w miesiącu więc... nic straconego!
Na początku odwiedziliśmy jedną z moich NAJLEPSZYCH <3 ! Ciocię P.!
Było cudownie!
- Mi latał za kotem, kot uciekał przed Mi.
- Wujek Ł. rozkochał w sobie mego Syna w sekund pięć i "razę bawili się świetnię"
- a Ciotka chwaliła się przed całym osiedlem jakiego to pięknego "psa z głową w dół" potrafi wykonać
Bardzo żałuję, że Nasze spotkanie trwało tak krótko - moja wina bo byłam strasznie zmęczona. :(
LOW!