Facebook

środa, 29 stycznia 2014

urozmaicanie

Od paru dni Miłosz daje nam nieźle popalić. Wszystko praktycznie jest na "NIE!", wszystkie wspaniałe jeszcze niedawno zabawy są nudne, książki nieciekawe i w ogóle to nic mu się nie podoba. 
Wczorajszy dzień można zaliczyć do tych w których Rodzic ma ochotę wyskoczyć przez balkon lub w jakiś cudowny sposób po prostu zniknąć.

Postanowiliśmy więc urozmaicać dziecku każdy dzień, czymś co będzie wyjątkowe, bo nie znane na wylot, czymś co będzie małą przygodą. Może w te sposób pomożemy mu przejść te gorsze chwile i przy okazji spędzimy miło wspólne chwile.  Nadal siedzimy w domu z katarem po pas, w związku z czym mamy do dyspozycji tylko to co w domu.

Ponieważ wiemy dobrze, że Syn odziedziczył po Bartku zamiłowanie do kuchennych rewolucji, a po mnie zamiłowanie do "takek" upiekliśmy dziś wspólnie kruche ciastka. 
Przeżyciem okazało się to wielkim. Miłosz pomagał bardzo chętnie, dosypywał, wspomagał gestami - na przykład ugniatanie ciasta (bo sam za brudną robotę się nie bierze przecież), a także wycinał piękne ciasteczka.
Z wypiekami na twarzy wyczekiwał wyciągnięcia blachy z piekarnika.

Okazało się, że mamy w domu prawdziwego ciasteczkowego potwora smakosza.
Każde ciastko musiało zostać sprawdzone "czy aby nie mdłe" poprzez nadgryzienie.  Pisząc każde mam na myśli każde upieczone, znajdujące się w misce!
 Miłosz chyba powinien zostać jakimś kiperem. On nie je, On degustuje. Wszystkiego po trochu, po jednym gryzie, a to co nadgryzione przekazuje najczęściej mnie, żeby się nie zmarnowało.
 Taki jest dobrze wychowany!






Przepis na ciasteczka:

1,5 szklanki mąki
15 dag margaryny
1/2 szklanki cukru pudru
3 żółtka

Mąkę posiekać z margaryną, wymieszać z cukrem pudrem i żółtkami. Zagnieść ciasto, schłodzić. Ciasto rozwałkować, podsypując minimalnie mąka na placek grubości ok. 1/2 cm. Foremkami lub szklanką wykroić ciastka. Piec w 200 stopniach (najlepiej góra dół) około 10 - 15 minut.

Przepis z mojej ukochanej dwudziestosześcioletniej książeczki "Wypieki domowe" - I. Fąferek, K. Osmycka


A potem przyszedł czas na ukochane przez Tatę bezy! <3




Żeby nie marnować białek Mąż postanowił je wykorzystać na bezy :)

3 białka
300 g cukru pudru
1/2 cukru waniliowego
(opcjonalnie wcisnąć pół cytryny)

Z każdym ubitym białkiem dodawać 100 gram cukru pudru i cukier waniliowy. Ubić na bardzo sztywno. Piec w 130 stopniach przez 30 minut z leciutko uchylonymi drzwiczkami piekarnika. Potem zostawić około 24 h do wyschnięcia (chodzi o środek bezy). <3

Przepis według Ewy Wachowicz 

Smacznego :)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

o działa!

Telefon działa, komputer działa, grająca kierownica działa!
Urządzenia działają. Dziecko wie, że jak coś ma dobre baterie to po prostu działa!
Ale to nie wszystko.
Syn widząc spacerującego pająka krzyczy "O! Działa!" i próbuje tymi swoimi malutkimi paluszkami go złapać.
Ale to też nic... no przecież skąd ma wiedzieć że on baterii nie potrzebuje... a nuż to jakaś najnowsza zabawka którą rodzice dla niego kupili? Więc każdy zauważony pajączek działa.
Nic to, potłumaczymy, zrozumie w końcu.
Ale jak Tata robi śniadanie i prosi Syna, żeby ten po śpiącą Matkę poszedł, to Syn staje w drzwiach i obserwuje, Matka więc wstaje sama z siebie a Syn na to... "O! Działa!".

Cóż... nie pozostaje mi nic innego jak tylko ładować baterie i działać :)



Foto: Wiktoria Hyra


sobota, 25 stycznia 2014

jesteśmy

Przeziębienie nas złapało i znowu w domu uziemiło. 
I te kilka prawdziwie zimowych, śnieżnych, mroźnych dni wygrzewamy się w Naszych czterech ścianach.

Syn zaprzestał (przynajmniej chwilowo) umilanie Nam dni w związku z czym ubieranie, zmiana pieluchy czy przygotowanie do kąpieli jest prawdziwą przyjemnością :) 
Czas mija nam bardzo szybko i miło na zabawach oraz wspomnieniach z cudnego spotkania podczas którego księżniczka A. wyznała Nam miłość, a "dzidzia" M. permanentnie obdarzał Nas uśmiechami. 
Ciocia "Ada", perfekcyjna Pani domu, której organizacja i opanowanie wszystkiego co wokoło wprawiały mnie w zakłopotanie, bo ja przy jednym dziecku nie umiem tak jak Ona przy dwójce... a do tego dbała o Nas wspaniale i była cudownie wyrozumiała gdy zachowanie Mi było dalekie od idealnego. <3
Miłosz codziennie wspomina, opowiada po swojemu i wciąż przeżywa spotkanie :)
Dziękujemy! :*




                                      





sobota, 18 stycznia 2014

6 sposobów Mi na umilenie Nam każdego dnia

1. Bieganie po domu i memlanie ręcznika przeznaczonego do prania.
Zamiana ręcznika na świeży/czysty - natychmiastowy rzut na ziemię połączony z rzewnymi łzami.
2. Zmiana pieluchy - ucieczka połączona z niezliczoną ilością wykrzyczanego "Nie!".
Czas trwania akcji pielucha to około 15 minut.
3. Zmiana ubrania -  wykrzyczane "Nie!" połączone ze zgięciem się w pół, naprzemiennie z... patrz punkt 2.
Czas trwania akcji ubieranie to około 30 minut.
4. Rodzice zadają Synowi pytania, chcąc znać Jego zdanie w danej sprawie. Permanentne zaprzeczanie.
Ja naprawdę rozumiem, że można się z czymś nie zgadzać, ale na każde pytanie odpowiadać wielokrotne "Nie!" to chyba już przesada... Czy tylko mnie się tak wydaje?
5. Pora kąpieli. Pierwsza faza: ucieczka oznaczająca brak kąpielowych chęci. - czas trwania to około 10 minut. Po wejściu do wanny oczywiście brak chęci wyjścia z niej.
6. Każda odmowa ze strony Rodziców... związana z czymkolwiek skutkuje rzutem na ziemię i rzewnymi łzami.


A ja naiwna myślałam, że tak zwany "bunt dwulatka" zaczyna się po drugich urodzinach... chyba się baaaaardzo pomyliłam :)
Dobrze, że Mi jest na piersi i już dawno zdecydowaliśmy że do jedzenia zmuszać go nie będziemy, dzięki czemu coraz więcej i chętniej sam sięga po to co my jemy, bo gdyby jeszcze w tej sferze byłyby okrzyki "Nie!" to oszalałabym już dawno :)












środa, 8 stycznia 2014

sama w domu

Sama w domu przez półtorej godziny byłam sama w domu! A jest to stan wyjątkowy, bo był to mój pierwszy raz odkąd mam dziecko.
W poniedziałek Rodzice moi postanowili zabrać Mi na kilka godzin w celu zacieśnienia więzi przyjaźni. Żeby pobył tylko z Nimi. Drugi raz zabrali mi dziecko. 
Za pierwszym razem, jakoś latem chyba wykorzystałam te trzy godziny na sprzątanie. Ale tym razem, wiedząc że to sprawa wyjątkowa, że sprzątać już przy dziecku umiem doskonale postanowiłam, że to będzie mój czas relaksu. 

Jak tylko po Niego przyszli, zabrali wózek poleciałam do okna sprawdzić gdzie idą. Czy na pewno w Miłoszowe ulubione miejsce?
 Czułam się taka podekscytowana, a zarazem nie miałam pojęcia co robić. 
Mam się tak położyć? Nikt nie będzie po mnie łaził, ciągnął za rękę, wołał co pięć minut? 
Tak!!!!
Jakież to było cudowne uczucie!
Po chwili wrócił Mąż i tak sobie leżeliśmy jak za dawnych lat, razem, tylko we dwoje. I oglądaliśmy film. I nie musieliśmy zastanawiać się czy jest za głośno i sprawdzać co chwilę czy dziecko się nie budzi ( bo przecież jak mamy ochotę coś pooglądać to czekamy do nocy).
 Niesamowity LUKSUS!
Po jakiś dwóch godzinach B. pojechał na koncert, a ja zostałam sama.
Zupełnie sama w domu! I wiem, że jeszcze chwilę do wykorzystania mam.

Poleżałam, poczytałam, a dla uwieńczenia tych wspaniałych chwil wzięłam długi samotny prysznic przy zamkniętych łazienkowych drzwiach! I nikt mi się do drzwi prysznicowych nie dobijał, nie musiałam wyglądać i nasłuchiwać czy wszystko jest w porządku, nie musiałam się nigdzie spieszyć. 
No i co najważniejsze, wreszcie pomimo gorącej wody nie marzłam! 

To były wspaniałe cztery godziny!

Mi wiadomo, przeżył i ma się świetnię! :)
Dziadkowie świetnie się również mają, choć kryzys jeden był, bo dziecko po spacerze do siebie nie wróciło, a po krótkiej drzemce zdezorientowane małą aferkę zrobiło, ale dzielnie przetrwali i po Matkę nie dzwonili coby cycka na uspokojenie przyniosła.
Po tym jednym małym incydencie Mi chyba stwierdził że ten płacz nic nie da i bawił się w najlepsze! :)

Oczywiście o umówionej godzinie do Miłosza poleciałam jak na skrzydłach (bo Rodzice moi w bloku obok mieszkają) i od progu nie mogłam się doczekać aż go uściskam :)

Potrzebowałam tej chwili tylko dla siebie. Bardzo potrzebowałam!
Chyba każda z Nas Matek, potrzebuje. 
Dla siebie i dla Dziecka. Żeby nie zwariować, żeby się doładować, żeby mieć siłę i cierpliwości więcej. :)









piątek, 3 stycznia 2014

dzień jak co dzień

Mi budzi się od jakiegoś czasu o 8.00!!! Jest wspaniale. I cieszymy się z tego niesamowicie! 
To znaczy, każda Matka której dziecko budziło się o 5.00 czy 6.00  wie jak bardzo się cieszymy! :)

I od rana ostatnio wciąż "kółka", biedronka, lew i miś, te trzy najbardziej ulubione CzuCzowe puzzle.
Dopasowuje i porównuje z tymi w książeczce i z wielkim przejęciem o tym opowiada, i szuka i pokazuje że takie same są. 
I wieczorem po kąpieli dokładnie to samo. Nie zaśnie dopóki nie powyciąga wszystkiego na łóżko, nie znajdzie misia i lwa, albo trójkątnego lisa. I zabawa trwa w najlepsze, aż sam z siebie stwierdzi że już jest zmęczony i spać może się położyć.

A ja tak bardzo się cieszę, że Babcia B. dała się namówić i Miłosz w prezencie Mikołajkowym dostał to upragnione CzuCzu. I Babcia sama je tak bardzo polubiła że kupiła wszystkie kształty i nawet u niej Mi ma jeszcze kwadraty, które z pasją razem układają!









CzuCzu polecamy gorąco, bo zabawa jest wspaniała, wykonanie bardzo dobre i przede wszystkim nasze polskie! :)

czwartek, 2 stycznia 2014

On

On.
Jedyny, najwspanialszy mężczyzna na świecie. Ten, którego sama wybrałam, a On wybrał mnie.
Razem już jedenaście lat. W tym dwa i pół roku w małżeństwie, a miłość zaowocowała i jest półtoraroczny Mi.
Wspaniały czas za nami i jeszcze wiele cudownych chwil przed nami.
I chociaż wiem, że nie zawsze jest ze mną łatwo wytrzymać, to On będzie.
I wcale nie jest tak, że po ślubie już nikt się nie stara. Wszystko zależy od nas i od tego co sami od siebie drugiemu dać chcemy.

Za wszystkie dni razem, za wszystkie niekończące się rozmowy (także te telefoniczne), za wszystkie śniadania, obiady, kolacje, za wszystkie kwiaty, górskie wyprawy, wszystkie koncerty (te na których byłam i słuchałam Ciebie i te na które Ty przyszedłeś żeby mnie posłuchać, ale także te na których słuchaliśmy razem), za wszystkie wyjazdy do Radomia, za wszystkie poranki kiedy mogę chociaż te pięć minut dłużej spać, za to że zawsze niezawodnie mogę na Ciebie liczyć, za to że jesteś, za wszystko! Dziękuję Kochany!

Niech się spełniają Twoje wszystkie marzenia! :o*




przyjaciele

Czas międzyświąteczny owocuje u nas także w odwiedziny. 
Odwiedziny tych których widujemy bardzo rzadko.
Bardzo lubię ten czas, te spotkania. 
Bo pomimo tego, że wielu przyjaciół z dzieciństwa wczesnoszkolnego czy późnoszkolnego :) wyjechało. Niektórzy bliżej inni bardzo daleko. Ale co roku przynajmniej raz jest możliwość spotkania się.
I to jest wspaniałe, że pomimo odległości przyjaźń nie znika. <3






Jedni się bawią, inni w tym czasie smacznie śpią :)