Facebook

środa, 8 stycznia 2014

sama w domu

Sama w domu przez półtorej godziny byłam sama w domu! A jest to stan wyjątkowy, bo był to mój pierwszy raz odkąd mam dziecko.
W poniedziałek Rodzice moi postanowili zabrać Mi na kilka godzin w celu zacieśnienia więzi przyjaźni. Żeby pobył tylko z Nimi. Drugi raz zabrali mi dziecko. 
Za pierwszym razem, jakoś latem chyba wykorzystałam te trzy godziny na sprzątanie. Ale tym razem, wiedząc że to sprawa wyjątkowa, że sprzątać już przy dziecku umiem doskonale postanowiłam, że to będzie mój czas relaksu. 

Jak tylko po Niego przyszli, zabrali wózek poleciałam do okna sprawdzić gdzie idą. Czy na pewno w Miłoszowe ulubione miejsce?
 Czułam się taka podekscytowana, a zarazem nie miałam pojęcia co robić. 
Mam się tak położyć? Nikt nie będzie po mnie łaził, ciągnął za rękę, wołał co pięć minut? 
Tak!!!!
Jakież to było cudowne uczucie!
Po chwili wrócił Mąż i tak sobie leżeliśmy jak za dawnych lat, razem, tylko we dwoje. I oglądaliśmy film. I nie musieliśmy zastanawiać się czy jest za głośno i sprawdzać co chwilę czy dziecko się nie budzi ( bo przecież jak mamy ochotę coś pooglądać to czekamy do nocy).
 Niesamowity LUKSUS!
Po jakiś dwóch godzinach B. pojechał na koncert, a ja zostałam sama.
Zupełnie sama w domu! I wiem, że jeszcze chwilę do wykorzystania mam.

Poleżałam, poczytałam, a dla uwieńczenia tych wspaniałych chwil wzięłam długi samotny prysznic przy zamkniętych łazienkowych drzwiach! I nikt mi się do drzwi prysznicowych nie dobijał, nie musiałam wyglądać i nasłuchiwać czy wszystko jest w porządku, nie musiałam się nigdzie spieszyć. 
No i co najważniejsze, wreszcie pomimo gorącej wody nie marzłam! 

To były wspaniałe cztery godziny!

Mi wiadomo, przeżył i ma się świetnię! :)
Dziadkowie świetnie się również mają, choć kryzys jeden był, bo dziecko po spacerze do siebie nie wróciło, a po krótkiej drzemce zdezorientowane małą aferkę zrobiło, ale dzielnie przetrwali i po Matkę nie dzwonili coby cycka na uspokojenie przyniosła.
Po tym jednym małym incydencie Mi chyba stwierdził że ten płacz nic nie da i bawił się w najlepsze! :)

Oczywiście o umówionej godzinie do Miłosza poleciałam jak na skrzydłach (bo Rodzice moi w bloku obok mieszkają) i od progu nie mogłam się doczekać aż go uściskam :)

Potrzebowałam tej chwili tylko dla siebie. Bardzo potrzebowałam!
Chyba każda z Nas Matek, potrzebuje. 
Dla siebie i dla Dziecka. Żeby nie zwariować, żeby się doładować, żeby mieć siłę i cierpliwości więcej. :)









Brak komentarzy: