Facebook

piątek, 28 lutego 2014

wyrzuty sumienia

Od kiedy Mi się urodził czyli od dwudziestu jeden miesięcy głównie rozstawałam się z Nim jak szłam do pracy, czyli w poniedziałki i wtorki widzieliśmy się mniej więcej co dwie lub trzy godziny bo przychodziłam na karmienie.
Czasem zdarzył się jakiś koncert na którym grałam więc wtedy też na te dwie lub trzy godziny się rozstawaliśmy. Praca sprawia mi ogromna radość i jestem niezwykle szczęśliwa gdy mogę ją wykonywać ale jest to również jedyny czas, kiedy jak się rozstajemy nie mam wyrzutów sumienia.

Każdy inny powód dla którego muszę Miłosza zostawić powoduje, że gdzieś z tyłu głowy coś mi szepcze, że wyrodną matką jestem, przyjemności mi się zachciało bo z dzieckiem ten czas powinnam przecież spędzić.
I chociaż w kinie byłam dwa razy a na koncercie może trzy i Mąż na niespodziankową randkę dwa razy mnie zabrał, jednak nie zmienia to faktu, że za każdym razem wyrzuty sumienia miałam ogromne.

Każde wyjście jest dla mnie wielkim wydarzeniem i cieszę się z Niego jak szalona, latam z rogalem na twarzy i oczy mi się świecą bo coś dla siebie mogę zrobić, chwilę odsapnąć, zrelaksować się trochę. Ale jest jedna myśl, która nie pozwala mi na to w pełni - "To Twoje dziecko. I brzydko tak wykorzystywać innych do opiekowania się Nim, kiedy Ty odpoczywasz!".

Nie wiem czy to jest normalna sprawa. Chyba oczywistym jest, że nie czuję się z takimi wyrzutami sumienia komfortowo. Ale liczę, że w pewnym momencie one po prostu znikną...




Mały Meloman :)




czwartek, 27 lutego 2014

limity

Dziecko.
Przynajmniej Nasze Dziecko, konkretnie syn Miłosz ma swoje limity do wykorzystania.

Dajmy na to wydawanie z siebie dźwięków. Razem z Bartkiem doszliśmy do wniosku, że jest określona ilość dźwięków które Mi musi w ciągu dnia z siebie wydobyć. Jeżeli nie zrobi tego wcześniej (czyli od godziny 7.00 do 21.00) nadrabia zaległości i przez ostatnią godzinę swojego dziennego funkcjonowania prezentuje nam całą gamę odgłosów, słowotoków, czy wyrazów dźwiękonaśladowczych "bylabylabylabylabylabyla........". Jesteśmy pewni, że wiedzą o tym również sąsiedzi z dołu oraz z góry, gdyż występ odbywa się w sypialni na łóżku zaraz przy kaloryferze (a konkretnie do kaloryferowej gałki regulacyjnej).

Dziecko Nasze również wykorzystało limit kąpieli w wannie. Od trzech tygodni się nie kapie i póki co nie zapowiada się żeby nowy okres rozliczeniowy po tytułem "kąpiel w wannie co za cud" miał nadejść...

Podobna sytuacja jest z jazdą samochodem, okazało się, że jeżdżenie w foteliku samochodowym to największe nieszczęście na świecie.

Ale, ale... dla równowagi (?) są również limity których przekroczyć się nie da, a są to:
- spożycie wyrobów czekoladowych lub płatków (corn flakes lub jakichkolwiek crunchy) 
- oglądanie bajki "Kajtuś" oraz programu "Mother Goose Club" (tu również wystarcza sam dźwięk)

Czekamy (różnie nam to wychodzi, chociaż staramy się być wyrozumiali i cierpliwi) na reset tychże limitów, powrót do starej (?) codzienności, to znaczy normalności, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że gdy jeden limit się wyzeruje to następny zostanie w pełni wykorzystany i tak w kółko :)








czwartek, 20 lutego 2014

Włącz świadomość - nie jesteś już SAMA!!!!!!!!!!!

Pewnego dnia, gdy jeszcze studiowałam w Łodzi jechałam autobusem i zwróciłam uwagę na kobietę w ciąży. Młoda, dwadzieścia parę lat, zadbana, wyglądała na około ósmy miesiąc, bo brzuch był już bardzo widoczny nawet pod zimową kurtką. Po prostu siedziała i jechała autobusem. Przypuszczam, że nie zapamiętałabym jej gdyby nie to, że zaraz po tym jak z autobusu wysiadła wyciągnęła otwartą puszkę PIWA i się z niej NAPIŁA..

Jak to jest możliwe, że kobieta, która pod sercem nosi swoje dziecko jest tak bezmyślna?
Jak to jest możliwe, że kobiety nie zdają sobie sprawy z zagrożenia jakie dla ich dziecka może mieć wypicie chociażby tego jednego "łyczka?
Jak to jest możliwe, że niektórzy ludzie kobiecie ciężarnej tak po prostu jakgdyby nigdy nic proponują alkohol?

Jestem osobą, która otwarcie mówi "NIE" alkoholowi, tak ogólnie. 
Nie wiem czy wśród moich znajomych jest osoba która o tym nie wie, ale wątpię. 
Po prostu nie piję. Przed ciążą nie piłam i po ciąży nadal też nie piję. 
Ale i tak będąc w ciąży spotkałam się z propozycjami, "bo przecież wino nie zaszkodzi, dobre na trawienie jest". Również spotkałam się z propozycjami wypicia "lampki wina" po porodzie, kiedy widać było że Matką karmiącą jestem, bo przecież... nic mi nie zaszkodzi.

Mnie pewnie nie zaszkodzi, ale dziecku zaszkodzić może. Czy jestem w ciąży, czy karmię... do dziecka w łonie przechodzi to co ja jem, czy wypiję, do dziecka karmionego piersią również. 

*Najczęstsze mity dotyczące spożywania alkoholu w ciąży:

  • jeden łyczek nie zaszkodzi – skoro trudno precyzyjnie określić jaka ilość wypitego alkoholu może być szkodliwa, w okresie ciąży lepiej zachować całkowitą abstynencję!!!

  • czerwone wino można pić podczas ciąży, bo poprawia trawienie – wino to alkohol i może działać toksycznie na płód podobnie jak wódka!!!

  • w ciąży wypiłam trochę przy różnych okazjach i urodziłam zdrowe dziecko - każda ciąża jest inna, nawet u tej samej kobiety. Jeśli piłaś podczas pierwszej ciąży i urodziłaś zdrowe dziecko, to wcale nie znaczy , że podczas kolejnej będzie tak samo!!!

  • picie alkoholu w ciąży nie niesie ze sobą ryzyka poronienia, albo wczesnego porodu – pijące kobiety zwiększają to ryzyko. Badania wskazują, że u kobiet pijących alkohol trzy razy częściej występowało poronienie lub urodzenie martwego płodu!!!

  • picie alkoholu może zaszkodzić dziecku tylko w pierwszym trymestrze ciąży – w pierwszym okresie rozwoju uszkodzenia płodu mogą być najpoważniejsze, ale alkohol może mieć szkodliwy wpływ na dziecko na każdym etapie jego rozwoju w łonie matki!!!

  • lepiej wypić czerwone wino niż kawę – jedno i drugie jest niewskazane w ciąży, bo może mieć szkodliwy wpływ na dziecko i powodować mikrouszkodzenia układu nerwowego i narządów!!!

  • łożysko chroni dziecko przed alkoholem wypitym przez matkę – każda dawka alkoholu wypita przez matkę przenika przez łożysko, wystarczy pół godziny by stężenie alkoholu we krwi dziecka było takie samo jak we krwi matki!!!

  • piwo jest bezpieczne – nawet piwo bezalkoholowe może zawierać alkohol (0.4 – 0.5%)!!!

  • FAS (Płodowy Zespół Alkoholowy) dotyczy tylko patologicznych środowisk – tego rodzaju zaburzenia zdarzają się w każdym środowisku, niezależnie od statusu społecznego, warunków życia – ich przyczyną zawsze jest spożywanie alkoholu w okresie ciąży. W Polsce rodzi się więcej dzieci z FAS niż dzieci z zespołem Downa!!!

  • FAS można wyleczyć – dzieci z Płodowym Zespołem Alkoholowym będą odczuwały jego skutki przez całe życie. Nie da się zupełnie wyleczyć tego schorzenia!!!

Bez względu na to jakie są moje osobiste poglądy na temat spożywania alkoholu na codzień, to jednak ciąża jest czasem wyjątkowym, dlatego KOBIETO:

- która świadomie starasz się o dziecko, nie pij alkoholu, bo nie wiesz kiedy nadejdzie TEN upragniony moment i marzenie stanie się faktem
- która przypuszczasz, że możesz być w ciąży, dopóki nie sprawdzisz, nie upewnisz się... zrezygnuj z alkoholu
- która już wiesz, że jesteś w ciąży nie pij, bo każdy łyk jest ogromnym zagrożeniem dla Twojego rozwijającego się dzieciątka

Czy to jest wódka, wino, piwo czy tak zwane piwo "bezalkoholowe". Jeden, dwa, pięć łyczków. Czy procent ma sto czy jedną dziesiątą, to nigdy nie wiesz, jaki wpływ na Twoje dziecko może mieć.
Naukowcy potwierdzają, że nawet najmniejsza ilość alkoholu może mieć zły wpływ na rozwój dziecka w łonie matki. 

A zagrożeń jest wiele: 

**Niebezpieczeństwa wynikające ze spożywania alkoholu w różnych okresach ciąży:

• Alkohol spożywany w pierwszym trymestrze ciąży może przyczynić się do:
- poważnych uszkodzeń mózgu;
- zaburzeń prawidłowego rozwoju komórek;
- uszkodzeń ważnych organów, takich jak: wątroba, nerki, serce;
- deformacji twarzy;
- poronień.

• Alkohol spożywany w drugim trymestrze ciąży może spowodować:
- poronienie  zagrażające twojemu zdrowiu  i życiu;
- uszkodzenie komórek mięśni, skóry, zębów, gruczołów i kości dziecka;
- uszkodzenie mózgu dziecka.

• Alkohol spożywany w trzecim trymestrze ciąży może spowodować:
- zaburzenia w rozwoju mózgu i płuc;
- opóźnienie przyrostu wagi płodu;
- przedwczesny poród.



Najczęstszą konsekwencją  picia alkoholu przez przyszłą matkę jest  Płodowy Zespół Alkoholowy (FAS). 
Co to jest FAS?
Termin ten po raz pierwszy został użyty przez  badaczy amerykańskich D.Smitha i K.L.Jonesa w 1973 roku. Był określeniem tych wszystkich dzieci, które urodziły się z wadami wrodzonymi w wyniku picia przez ich matki alkoholu w czasie ciąży. Diagnoza stawiana jest, jeżeli wiemy, że kobieta spożywała alkohol w ciąży, a dziecko, które przyszło na świat, ma przynajmniej trzy zniekształcenia twarzy - tak zwane pierwszorzędnie objawy dla FAS.
*,** - Mamala



***Alkohol pity przez matkę w ciąży może powodować u dziecka:
  • niską wagę urodzeniową
  • obniżenie odporności
  • opóźnienie wzrostu
  • deformację ciała i twarzy
  • małogłowie
  • trudności w zapamiętywaniu, myśleniu, przetwarzaniu informacji
  • jąkanie się lub problemy z artykulacją
  • trudności w utrzymaniu równowagi (dziecko może mieć problem ze skakaniem na jednej nodze, schodzeniem i wchodzeniem po schodach, a jego ruchy mogą być nieskoordynowane)
  • niezdolność do spontanicznego rozwiązywania problemów
  • trudności w radzeniu sobie w sytuacjach społecznych
  • nieumiejętność rozporządzania pieniędzmi i czasem
  • przymus głośnego mówienia, powtarzania po innych
  • zmienność nastrojów
  • nadpobudliwość i impulsywność
  • problemy z koncentracją uwagi i myśleniem abstrakcyjnym
  • problemy z sercem, nerkami, wzrokiem i słuchem
  • brak uczenia się na błędach (dziecko nie wyciąga wniosków z poprzednich zachowań) i przewidywania konsekwencji swoich zachowań
  • konieczność kontroli i nadzoru dorosłych

*** - dziecisawazne.pl 


Wpis w ramach:  KAMPANII SPOŁECZNEJ PRZECIWKO PICIU ALKOHOLU W CIĄŻY

"WŁĄCZ ŚWIADOMOŚĆ - NIE JESTEŚ JUŻ SAMA !"

zorganizownej przez autorkę bloga mamalla.blogspot.com

poniedziałek, 17 lutego 2014

przytul mnie

Od kilku miesięcy Mi pokazuje nam przeróżne swoje oblicza. Reakcje które i dla niego i dla nas są nowością. Wiąże się to zapewne z tym (przynajmniej tak mi się wydaje), że odkrywa siebie jako zupełnie odrębną jednostkę. Zdał sobie sprawę, że nie jest ani mamą ani tatą. Jest sobą - Miłoszem.

A jest to niezwykłe odkrycie!
Codziennie różne przedmioty przypasowuje do osób. Każda herbata, czapka, kurtka, koszula, spodnie... są nazwane imieniem właściciela, odkurzacz jest mamą, a efekt do basu jest tatą.
Pokazuje mi, że On ma swoją rękę a ja swoją. Przypisywanie rzeczy do właścicieli to jednak nie koniec.
Wie, że może odmówić, na coś się nie zgodzić wtedy kiedy Rodzic akurat ma na coś "ochotę". Korzysta z tego niezwykle często. Przy ubieraniu, przewijaniu, myciu lub powrocie ze spaceru.

Nowe sytuacje, nowe emocje im towarzyszące. Zupełnie nowe patrzenie na świat, bo z perspektywy większej świadomości "ja", "moje". Dla tak małego dziecka to muszą być niezwykle ciężkie przeżycia.
O biciu już pisałam, więc powtarzać się nie będę. Ale wiem, że to próba rozładowania frustracji, napięcia które się tworzy w tym małym ciałku. To już są przecież takie dorosłe odczucia. I nieraz my, dojrzali ludzie mamy problem z ich okiełznaniem, a co dopiero takie maleństwo..

Trochę czasu mi zajęło zrozumienie, że moje nerwy niczego nie przyspieszą, niczemu nie pomogą. Nieraz zdarzyło mi się na Miłosza krzyknąć i każdego krzyknięcia żałuję. Powodem takiego zachowania była z pewnością moja bezradność, moja nieumiejętność poradzenia sobie w danej sytuacji.

Ubieranie, przewijanie, mycie na siłę. To nie dla mnie.
Wolę poczekać te kilka czy kilkanaście minut i wiem że w końcu Miłosz przyjdzie i się ubierze czy zmieni pieluchę. Cierpliwie czekam, przychodzi i się spokojnie ubiera, bez płaczu, bez histerii. A ja nie muszę latać cała czerwona z nerwów i wysiłku za nim po całym mieszkaniu.
Ja głupia... wystarczy po prostu poczekać... Przecież to takie proste, a tyle czasu zajęło żeby zrozumieć. Więc tak organizuję wyjścia, żeby mieć ten zapas czasowy.

Z biciem zaczęliśmy sobie lepiej radzić. Wcześniej reagowałam bardzo gwałtownie i przypuszczam, że nakręcało to i Moje i Miłosza emocje. Teraz gdy widzę zdenerwowanie, zniecierpliwienie które do bicia może doprowadzić lub do niego doprowadziło pytam czy chce żeby go przytulić, zazwyczaj po tym pytaniu chce i się przytula, czasem przychodzi po chwili.
Nazywamy to co się dzieje, nazywamy te emocje, mówię że nie chcę żeby mnie bił bo boli i jestem przy nim, nigdzie nie wychodzę, jestem obok bo przecież On mnie potrzebuje także wtedy kiedy jest zły, nie tylko gdy jest zadowolony.
I znowu... nic na siłę... przytulam kiedy On chce.
Takie przytulenie ma wielką moc..

Poprawę w zachowaniu widzę dużą. Nie tylko u Miłosza, u siebie także. Przede wszystkim oboje jesteśmy spokojniejsi. Każdy dzień mija nam spokojniej.

Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. A wybuchowość to niestety moja wada.
Uczę się cierpliwości i opanowania i może to dziwnie zabrzmi ale im więcej ich w sobie odkrywam tym lepiej się czuję. Wiem, że jeszcze czekają nas przeróżne chwile, ale teraz mam pewność że przemocą (którą krzyk i siłowe działania niewątpliwie są) niczego dobrego nie zdziałam. Wiem w którym kierunku wolę iść.

Dziecka się nie tresuje, dziecko się traktuje jak równego sobie - nie robię Tobie tego co mnie jest niemiłe...







czwartek, 13 lutego 2014

postępy jedzeniowe cz.2

O postępach jedzeniowych Mi, a właściwie o tym do jakich wniosków doszłam w kwestii jedzenia u małych dzieci  pisałam TU. Teraz wiem, że miałam rację. Że wszystko w swoim czasie przychodzi i dziecko naprawdę jest bardzo mądre i się nie zagłodzi.

Miłosz do końca osiemnastego miesiąca jadł tylko i wyłącznie z piersi. Nic więcej nie było mu potrzebne. Czasem może skubnął troszeczkę jabłka czy chleba, ale to bardzo rzadko i malutko. W między czasie bywały chwile, gdy w ciągu dnia zjadł jeszcze kilka łyżeczek rosołu lub napił się trochę wody, ale to były sytuacje sporadyczne.

Wielokrotnie mówiono mi, że dziecko głodzę, że nie dostarczam mu wystarczającej ilości wartości odżywczych, że w nocy zapewne budzi się tyle razy bo jest wciąż głodny. A tak w ogóle to jestem bardzo leniwa i gotować mi się dla niego nie chce. Takie komentarze od niektórych słyszałam przy każdym spotkaniu.
Było to męczące, przykre i starałam się puszczać je mimo uszu, jednak czasem było mi bardzo ciężko a momentami zaczynałam myśleć, że może mają rację i miałam wyrzuty sumienia, że robię coś nie tak, bo wszystkie dzieci "normalnie" jedzą a Miłosz tylko z piersi...

Ale potem wracałam do domu i  pewność siebie też wracała. Wiedziałam, że robię dobrze, bo moje mleko to NAJLEPSZE co mogę Synkowi dać, a skoro On nie czuje potrzeby jeść innych rzeczy to ja jemu zaufam i będę czekać aż odpowiedni dla niego moment przyjdzie.

Moment nadszedł.
Miłosz od dwóch miesięcy je mnóstwo przeróżnych rzeczy. Sam o nie prosi. Pokazuje co chce wtedy gdy jest głodny i uczestniczy oczywiście także we wszystkich posiłkach razem z nami jedząc to co my.

Wszystko zaczęło się od tego, że zaszłam w ciążę i ilość produkowanego przeze mnie mleka drastycznie się zmniejszyła. Miłosz braki mlekowe zaczął uzupełniać pokarmami stałymi. Sam z siebie, bez żadnych afer, wmuszania czy odciągania uwagi bajkami, samolotami itp. sztuczkami.
To czego w danym momencie potrzebuje sygnalizuje. Są dni kiedy je wszystko pomieszane, są takie kiedy chce tylko mięso, nabiał, chleb albo same owoce. Je tyle ile chce, bo przecież to On, a nie my wie ile jest w stanie zjeść. Niczego nie wmuszamy, jedynie proponujemy i jeżeli ma ochotę to próbuje, jeśli nie to proponujemy innym razem. Zdarza się też tak, że widząc coś nowego co my jemy  sam po prostu chce spróbować.
Pełna akceptacja i zaufanie. Dzięki czemu posiłki dla nas wszystkich są przyjemnością.

Piersią karmię go nadal, ale widzę, że pokarmu jest niewiele. Ciekawe co będzie po porodzie? :) Najbardziej jednak zaskoczyły mnie nocne zmiany... Mi budzi się maksymalnie dwa razy (ja oczywiście z przyzwyczajenia częściej). Mam przeczucie, że po prostu stwierdził: "Nie opłaca mi się skoro i tak się nie najem!" :)

Teraz mam pewność, że moje decyzje były dobre, a moja intuicja mnie nie zawiodła. Warto jej słuchać.

A teraz mała zmiana tematu...
Takie tam nasze dzisiejsze spacerowanie :)









Dzieciaki w rajtuzach :)


PS. tylko Matka może założyć dziecku tak pięknie body na rajty... bosz... :)









wtorek, 11 lutego 2014

leśny duszek

 Po kilku tygodniach siedzenia w domu i chorowania, Mi doszedł do siebie i w końcu mogliśmy iść na upragniony spacer. Było pięknie, pogoda nastrajała nas niezwykle pozytywnie... aż czuć było jakby wiosna małymi kroczkami się do nas zbliżała. 
Straciliśmy zupełnie rachubę czasu. 
Wędrowaliśmy, odkrywaliśmy i nasłuchiwaliśmy dobiegające do nas zewsząd leśne odgłosy.

Nie wiem jak Miłosz, ale ja wreszcie odetchnęłam. W domu czułam się już bardzo przytłoczona i z każdym dniem energii miałam coraz mniej. Myślę, że oboje podładowaliśmy nasze bateryjki i możemy działać :)

A oto fotoreportaż z Naszym Leśnym Duszkiem w roli głównej :)







Mi ma na sobie jedne z moich ulubionych i najlepszych spodenek jakie udało mi się kupić dla Niego na te chłodniejsze jesienno - zimowe dni.
Bardzo nie lubię zakładać mu rajtuz, zwłaszcza gdy temperatura jest dodatnia, wolę żeby miał na sobie wygodne, ciepłe, nieobciskające gacie.
Znalazłam takie u maybe4baby. Trochę jakby bryczesy, nie podwijają się (trzymają się łydki :)), więc nogi Miłoszowi nie marzną, koszulki z nich nie wylatują, dzięki czemu nie ma obawy że plecy dziecię będzie miało na wierzchu i na dodatek po stu praniach (gdyż wszystkie Syna rzeczy po jednym założeniu lądują w pralce) wyglądają jak nowe. :)

sobota, 8 lutego 2014

dobre wychowanie

Przynieśliśmy go do domu. Był taki malutki, niewinny i delikatny.
Mogliśmy patrzeć na Niego godzinami.
Przyglądać się tej delikatnej buzi z co chwilę pojawiającymi się mimowolnymi uśmiechami. 
Był spokojny. Większość czasu przesypiał. Budził się jedynie na jedzenie. Z czasem coraz bardziej aktywny, coraz więcej rzeczy go interesowało, coraz mniej spał a więcej czasu spędzał na odkrywaniu tego co wokoło. 
Można powiedzieć dziecko idealne. 
Permanentnie uśmiechnięte, nie płaczące wcale, bardzo spokojne. Godził się na to co zaproponowaliśmy, zupełnie nie stawiał oporu. Taki stan rzeczy trwał chyba rok.
Dwanaście miesięcy kiedy masz dziecko i wiesz że możesz z nim wszystko i wszędzie. I będzie wspaniale.
Do tego czasu to wychowywanie wydawało mi się takie łatwe. 

Ale po pierwszych urodzinach, jakby za pomocą czarodziejskiej różdżki Dziecko Nasze zaczęło pokazywać, że ma coraz więcej do powiedzenia. Nie oczekiwałam nigdy, że Miłosz będzie godził się na wszystkie moje pomysły bez zająknięcia. Ciesze się, że pokazuje gdy coś mu nie odpowiada.
Ale jak mu się coś nie podoba i zaczyna bić lub ciągnąć za włosy to, Jego zachwoanie już mi się bardzo nie podoba.
I się zastanawiam skąd On to umie... przecież od nas się tego nie nauczył...

I z każdym miesiącem było więcej takich sytuacji z okazywaniem agresji. I jak już się wydawało że tłumaczenie Nasze rozumie, i wie żeby tak nie robił, to za jakiś czas i tak wszystko zaczynaliśmy od początku. Czasem kilka dni z rzędu, czasem raz na tydzień albo rzadziej, ale nadal się zdarza. 
Silne emocje odreagowuje w ten sposób. 
I bywa, że nie wiem co robić, co mówić, jak się zachować w takiej sytuacji, kiedy na przykład jedziemy w odwiedziny a Miłosz w złości wyrwie Amelce garść włosów z głowy, odepchnie Marcela, a Jasia kopnie. 
Jest mi wtedy wstyd, że nie potrafię, że to moja wina...

Te kilka miesięcy pokazały mi, że wychowanie to nie jest wcale taka bułka z masłem, tylko ciągła (momentami) trudna (współ)praca rodzica i dziecka..





Podczas tego spotkania na szczęście incydentów zdarzyło się niewiele.. 





środa, 5 lutego 2014

wiedz że coś się dzieje

W Naszej kuchni króluje Mąż. On jest specjalistą od wszelakich dań i różnego rodzaju kulinarnych eksperymentów. Ja natomiast jestem bardziej smakoszem w kierunku słodkich słodkości w związku z czym spełniam się od czasu do czasu jakimiś dobrymi wypiekami :)

Tak... od czasu do czasu to dobrze powiedziane, właściwie... zdarza się to maksymalnie raz w miesiącu.
Ale... jeżeli nagle zaczynam piec częściej niż raz w tygodniu, to wiedz, że coś się dzieje.
Coś wyjątkowego, wyczekiwanego i wspaniałego. Coś dzięki czemu Życie Be zmieni się za parę miesięcy.<3 

Dobrze, że teraz mam kompana do podjadania bo inaczej moja waga pod koniec sierpnia byłaby zapewne dużo wyższa niż ta w maju prawie dwa lata temu (a były to skromne 20kg plus)! :)



A Ukochany Mąż nie dość że jest kulinarnym specjalistą to jeszcze doskonale wie, co Żona uwielbia najbardziej w okresie nadchodzącej powoli wiosny <3