Facebook

piątek, 5 lipca 2013

postępy jedzeniowe

Nie raz słyszałam o problemach jedzeniowych u malutkich dzieci. Bo nie chcą jeść, bo tylko kilka wybranych rzeczy, bo wszystko powoduje zaparcia itp. Wokół tego jedzenia taka panika. Latamy za dzieckiem z kanapeczką, jabłuszkiem i wciąż namawiamy "Jeszcze tylko jednego gryza.". Ale czy to ma sens? Czy kwestia wciskania dziecku tego jedzenia gdy ma kilkanaście miesięcy jest taka ważna? A może ono naprawdę wie kiedy, co i ile ma zjeść? Może tak jak przy siadaniu, chodzeniu, mówieniu tak samo przy jedzeniu, każde dziecko w swoim czasie, w swoim tempie dorasta do tego żeby jeść tak jak my - dorośli?

Odkąd Mi skończył sześć miesięcy, stosujemy metodę BLW (można przeczytać na ten temat TU). Dziecko nasze ma już skończone prawie 14 miesięcy i nadal Jego głównym, a właściwie jedynym źródłem pokarmu jest moje mleko.


Lekarz na badaniu ostatnio zapytał mnie co Mi je. A ja mu na to powiedziałam prawdę, że właściwie tylko z piersi. Więc on patrzy i pyta jeszcze raz co dziecko je - "Ile mililitrów papki warzywnej?". I siedzi z tym długopisem w ręce żeby notować. Ja już w stresie.. mówię że Mi nie chce jeść z łyżeczki, ani z butelki i że staramy się bardzo, ale na siłę nie będziemy przecież dziecku wciskać. Na to lekarz znowu o tych mililitrach, więc dla świętego spokoju mówię że kilka łyżeczek (skłamałam). Potem jeszcze były pytania: "Ile deserków i jakie?", "Ile jajek tygodniowo?", "Ile i jakie produkty zbożowe", itp. - nie pamiętam co odpowiedziałam, ale wszystko było kłamstwem. Lekarz załamany moimi odpowiedziami skomentował: "Koniecznie rozszerzać! Koniecznie rozszerzać! Koniecznie rozszerzać!" po czym zrobił jakiś wykład o tym co się dzieje w naszym społeczeństwie w kwestii jedzenia. 

Dzieci naszych znajomych, w wieku Mi jadły już prawie wszystko. Przez głowę nieraz przechodziły nam myśli czy na pewno wszystko jest w porządku, ale skoro dziecko zdrowe, radosne i odpowiednio przybiera na wadze uspokajaliśmy się i dalej proponowaliśmy Miłoszkowi jedzenie, nic na siłę -  kładliśmy przed nim, a od pewnego czasu przy posiłkach siedział u mnie na kolanach, ale postępów nie było, nie chciał niczego nawet spróbować. Po wizycie u lekarza nasze obawy trochę się nasiliły, ale nadal na spokojnie, tak samo jak wcześniej cierpliwie proponowaliśmy. 

I oto "nadejszła wiekopomna chwila"! Nasz Syn dzisiaj sam z siebie podstawiał buźkę i chciał jeść zupę, czereśnie, arbuza, ogórka i nawet trochę mięsa! Malutkie kroczki do przodu! Radość ogromna!

Obserwując Mi, doszłam do wniosku, że dziecko także w kwestii jedzenia musi samo dorosnąć i w swoim tempie rozszerzać dietę. A my musimy uzbroić się w cierpliwość i do tematu podejść bardzo spokojnie. Wtedy i dziecko i my będziemy szczęśliwsi.


Brak komentarzy: