Facebook

poniedziałek, 17 lutego 2014

przytul mnie

Od kilku miesięcy Mi pokazuje nam przeróżne swoje oblicza. Reakcje które i dla niego i dla nas są nowością. Wiąże się to zapewne z tym (przynajmniej tak mi się wydaje), że odkrywa siebie jako zupełnie odrębną jednostkę. Zdał sobie sprawę, że nie jest ani mamą ani tatą. Jest sobą - Miłoszem.

A jest to niezwykłe odkrycie!
Codziennie różne przedmioty przypasowuje do osób. Każda herbata, czapka, kurtka, koszula, spodnie... są nazwane imieniem właściciela, odkurzacz jest mamą, a efekt do basu jest tatą.
Pokazuje mi, że On ma swoją rękę a ja swoją. Przypisywanie rzeczy do właścicieli to jednak nie koniec.
Wie, że może odmówić, na coś się nie zgodzić wtedy kiedy Rodzic akurat ma na coś "ochotę". Korzysta z tego niezwykle często. Przy ubieraniu, przewijaniu, myciu lub powrocie ze spaceru.

Nowe sytuacje, nowe emocje im towarzyszące. Zupełnie nowe patrzenie na świat, bo z perspektywy większej świadomości "ja", "moje". Dla tak małego dziecka to muszą być niezwykle ciężkie przeżycia.
O biciu już pisałam, więc powtarzać się nie będę. Ale wiem, że to próba rozładowania frustracji, napięcia które się tworzy w tym małym ciałku. To już są przecież takie dorosłe odczucia. I nieraz my, dojrzali ludzie mamy problem z ich okiełznaniem, a co dopiero takie maleństwo..

Trochę czasu mi zajęło zrozumienie, że moje nerwy niczego nie przyspieszą, niczemu nie pomogą. Nieraz zdarzyło mi się na Miłosza krzyknąć i każdego krzyknięcia żałuję. Powodem takiego zachowania była z pewnością moja bezradność, moja nieumiejętność poradzenia sobie w danej sytuacji.

Ubieranie, przewijanie, mycie na siłę. To nie dla mnie.
Wolę poczekać te kilka czy kilkanaście minut i wiem że w końcu Miłosz przyjdzie i się ubierze czy zmieni pieluchę. Cierpliwie czekam, przychodzi i się spokojnie ubiera, bez płaczu, bez histerii. A ja nie muszę latać cała czerwona z nerwów i wysiłku za nim po całym mieszkaniu.
Ja głupia... wystarczy po prostu poczekać... Przecież to takie proste, a tyle czasu zajęło żeby zrozumieć. Więc tak organizuję wyjścia, żeby mieć ten zapas czasowy.

Z biciem zaczęliśmy sobie lepiej radzić. Wcześniej reagowałam bardzo gwałtownie i przypuszczam, że nakręcało to i Moje i Miłosza emocje. Teraz gdy widzę zdenerwowanie, zniecierpliwienie które do bicia może doprowadzić lub do niego doprowadziło pytam czy chce żeby go przytulić, zazwyczaj po tym pytaniu chce i się przytula, czasem przychodzi po chwili.
Nazywamy to co się dzieje, nazywamy te emocje, mówię że nie chcę żeby mnie bił bo boli i jestem przy nim, nigdzie nie wychodzę, jestem obok bo przecież On mnie potrzebuje także wtedy kiedy jest zły, nie tylko gdy jest zadowolony.
I znowu... nic na siłę... przytulam kiedy On chce.
Takie przytulenie ma wielką moc..

Poprawę w zachowaniu widzę dużą. Nie tylko u Miłosza, u siebie także. Przede wszystkim oboje jesteśmy spokojniejsi. Każdy dzień mija nam spokojniej.

Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. A wybuchowość to niestety moja wada.
Uczę się cierpliwości i opanowania i może to dziwnie zabrzmi ale im więcej ich w sobie odkrywam tym lepiej się czuję. Wiem, że jeszcze czekają nas przeróżne chwile, ale teraz mam pewność że przemocą (którą krzyk i siłowe działania niewątpliwie są) niczego dobrego nie zdziałam. Wiem w którym kierunku wolę iść.

Dziecka się nie tresuje, dziecko się traktuje jak równego sobie - nie robię Tobie tego co mnie jest niemiłe...







Brak komentarzy: