Facebook

sobota, 25 maja 2013

BLW

"Baby-led weaning (BLW) to metoda wprowadzania stałych pokarmów do diety dziecka, pozwalająca na naukę samodzielnego jedzenia od chwili startu."
 "Dzieci karmione według BLW bardzo rzadko stają się przysłowiowymi Tadkami-Niejadkami (a i to raczej ze względu na późniejsze błędy żywieniowe niż początkową fazę BLW). "

Źródło: BLW 

Będąc w ciąży i przez pierwsze cztery miesiące życia Mi byłam pewna, że będę miksowała marchewkę, robiła zupki - papki, kaszki manny i inne tego rodzaju jedzeniowe posiłki.
Zmieniło się to gdy pewnego dnia natknęłam się na artykuł dotyczący książki pt. "Bobas Lubi Wybór".
Książkę natychmiast zamówiłam i jak tylko dotarła pochłonęłam ją w całości.
Byłam zachwycona takim sposobem rozszerzania diety niemowlęciu i nie mogłam doczekać się kiedy zaczniemy.



BLW polega na tym, że niemowlę siedzi razem z rodzicami przy stole, początkowo otrzymując na przykład ugotowanego ziemniaka i marchewkę wszystko pokrojone w słupki żeby łatwo było mu złapać. Ten sposób rozszerzania diety spodobał mi się przede wszystkim dlatego, że daję dziecku wybór co i ile chce zjeść.
Ja należałam zawsze do grupy "niejadków" - bo długo jadłam, miałam tylko kilka potraw które lubiłam,  nie chciałam zjeść wszystkiego co na talerzu zostało podane i nie raz siedziałam nad tym nieszczęsnym talerzem, do momentu aż rodzice czy dziadkowie stwierdzili, że im się już nie chce mnie namawiać.

Mi jak tylko zaczął samodzielnie siedzieć uczestniczył z nami we wszystkich posiłkach. Wsadzony do dziecięcego krzesełka uważnie obserwował co robimy.
Pierwszą do spróbowania dostał marchewkę - ugotowaną pokrojoną w słupki, wsadził do buzi nawet coś połknął - wiemy bo wiadomo gdzie znaleźliśmy fragmenty marchewki :)
Zaczęło się bardzo pozytywnie, Mi chciał próbować różne rzeczy. Po próbach z marchewką dostał też banana, jabłko, brokuły - nie przypadły mu do gustu, pieczywo białe i ciemne, makaron, ryż, ogórka, awokado - odrzucone natychmiast czy płatki corn flakes - ulubione bo chrupiące itp.
 Według tego co wyczytałam w książce Mi zawsze jakiś czas przed planowanym wspólnym posiłkiem jadł z piersi. Bo głodne dziecko nie ma ochoty na zabawę. Myśli tylko o tym żeby jak najszybciej napełnić żołądek mlekiem, a nie jakimiś dziwnymi "zabawkami" które nawet Mama i Tata wkładają do buzi i tam w tajemniczy sposób one znikają...


Czytając książkę oczami wyobraźni widziałam jak cudownie mój Synuś mając już osiem miesięcy, pięknie wszystko je sam własnymi rączkami, a o pierś prosi tylko kilka razy w ciągu dnia i w nocy.

Marzenia marzeniami... Fakt jest taki, że Mi skończył rok, z piersi potrafi ssać w dzień czasami nawet co godzinę, a z proponowanych mu innych rzeczy wybiera ewentualnie banana, jabłko, gruszkę, chleb lub płatki  kukurydziane. Ilości jedzenia stałego które przyjmuje to na przykład: cztery mini gryzy gruszki i pięć płatków kukurydzianych.

Nie wiem czy to ja gdzieś popełniam błąd, czy Mi po prosu taki jest i powoli dojrzewa do samodzielnego jedzenia?
Od kilku dni próbuję mu "pomóc" w jedzeniu i różne rzeczy czasem trochę na siłę pakuję mu do buzi. Ale boje się, że tym zniechęcę go jeszcze bardziej więc rezygnuję z tej genialnej metody - wpychania w dziecko jedzenia.

Dziecko jest na piersi i niczego mu nie brakuje. Dobrze wiem, że przez pierwszy rok, a nawet czasem jeszcze dłużej mleko matki może być podstawowym źródłem pożywienia.

Ale, jak wiadomo jeździmy wszyscy w trójkę co tydzień 200 km w jedną stronę, na dwa dni po to żebym ja mogła pracować. Jeszcze został miesiąc i wakacje, ale od września nie mam sumienia znowu ciągnąć moich Chłopaków ze sobą.
Mi z butelki mojego mleka nie chce, z łyżeczki nic zjeść nie chce, z kubka napije się niewiele, z kubeczka z dzióbkiem już więcej ale tylko wodę... i właśnie z tego powodu pojawia się we mnie parcie na to żeby Mi w ogóle chciał jeść cokolwiek samodzielnie. 
Mamy trzy miesiące i mam nadzieję, że uda się nam w tym czasie chociaż trochę pójść do przodu w sprawach jedzeniowych...

Osoba specjalizująca się w BLW poradziła mi, żebym zostawiła dziecko na przykład z babcią na pół dnia. Mi jest na tyle duży, że zauważy iż cycusia nie ma, a sam się przecież nie zagłodzi i najprawdopodobniej od kogoś innego wtedy jedzenie przyjmie. Myślę, że za jakiś czas spróbujemy. Oczywiście my będziemy gdzieś niedaleko żeby w razie czego pojawić się szybko i poratować głodne dziecię. Ale jeszcze nie jestem na to gotowa...






Brak komentarzy: