Facebook

wtorek, 11 czerwca 2013

kryzys

Czy jestem zmęczona? Tak. Czy jestem nerwowa? Tak - z natury. Czy łatwo mnie wyprowadzić z równowagi? Niestety, tak. Czy nadszedł moment jakiegoś kryzysu? Sądzę, że tak...

Dzisiaj był jeden z tych dni, kiedy to człowiek bardzo chce żeby się skończył jak najszybciej. Moje wewnętrzne rozdrażnienie sięgnęło zenitu i wyszło na wierzch. Wyszło? Mało powiedziane, wystrzeliło z taką siłą, że zaczęłam się zastanawiać czy to na pewno jeszcze ja czy może ktoś  wszedł w moje ciało? Ale to byłam ja - Ela we własnej osobie. Nie lubię takiej siebie. Zresztą... chyba nikt wtedy mnie nie lubi.
Zawrzało. Wybuchło. Spłynęło. I niech już nie wraca więcej.



Od ponad roku nie przespałam ciągiem więcej niż trzy godziny, żadnej nocy. Od jakiegoś czasu Mi wisiałby na mnie najchętniej 24 godziny na dobę, w szczególności teraz kiedy wychodzą zęby i jeszcze przeziębienie się przypałętało... Cotygodniowe wyjazdy do Radomia coraz bardziej doskwierają (nie ze względu na samą pracę - bo ta jest przyjemnością i moją miłą odskocznią, ale przez telepanie się samochodem w tą i z powrotem...).
Czy to jest wytłumaczenie? Nie wiem, sądzę że  nie... tylko winny się tłumaczy, a ja winna się czuję... za złość, wybuchowość, rozdrażnienie...

Ale dzisiaj była kulminacja. Wszystko wyszło i spłynęło. A Oni wtedy przyszli przytulali i buziaczki dawali. Tacy są wspaniali, że pomimo wszystko kochają...

I już potem było dobrze. Spokój. I niech tak zostanie.

 Mogę sprzątać milion razy dziennie te klocki porozwalane po całym pokoju, sto pięćdziesiąty raz danego dnia czytać ten sam wierszyk, tańczyć do każdej puszczonej piosenki, nosić, łaskotać, wyciągać gile, budzić się przy każdym kaszlnięciu, zmywać mazaki z mebli i podłóg, czy wyławiać bezprzewodową myszkę z wanny pełnej wody.

Mogę bo kocham, bo wiem, że B. będzie przy mnie, a Mi... kiedyś urośnie i za tym co jest teraz, jeszcze będę tęskniła...









Brak komentarzy: