Facebook

wtorek, 24 lutego 2015

Zimowe Bobry

Pewna rodzina Bobrów: Tata Bóbr, Mama Bóbr, Bobrówna i Boberek wybrali się w podróż. Była to podróż niezbyt daleka, ale jednak dla tej rodziny Borów była to nie lada przygoda. Ponieważ była zima, przepiękna zima taka jak to zwykle zima wyglądać powinna czyli śniegu po pas, przyjemny mrozek (nie za duży) i pełne słońce. Postanowili, że wyjadą w góry. Znaleźli miejscówkę, taką przyjemną kawalerkę pachnącą drewnem i książkami. Taką kawalerkę którą zostawił ktoś wyjeżdżając za Ocean w poszukiwaniu lepszego życia, trochę opuszczoną a jednak wciąż tętniącą życiem.

Zapakowali auto po brzegi (zabrali pół domu, bo wszystko mogło się przydać) i pojechali.
Bobry postanowiły w pełni wykorzystać czas wolny. Odwiedzili wszystkie możliwe górskie doliny. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego gdyby nie to, że wszystkie odwiedzali w piątkę. Tak, tak dołączył do nich pewien nie byle jaki towarzysz, mianowicie mega jebitnie wielka kamera znanej firmy Panasonic. I tak grupką: Tata Bóbr plus kamerzysko, Mama Bóbr plus futerał gigant, Bobrówna w butach które co pięć minut trzeba było odkuwać z lodowych obcasów oraz Boberek któremu raz zdarzyło się zupełnie niespodziewanie wpaść nogami w lodowaty strumień. Oni wszyscy wędrowali po tych dolinach. Bardzo istotnym faktem jest również to, że podłoże w niektórych miejscach przypominało znane wszystkim z filmów nowojorskie lodowisko w Central Parku w związku z czym pierwsze rodzinne górskie wycieczki osiągały hard level!

Ale nie ma tego złego... w połowie trasy, zazwyczaj czekała na nich schroniskowa gorąca czekolada.
Wędrówki, wędrówkami, ale Bobry uwielbiają życie na krawędzi dlatego wyjazd zimowy byłby stracony gdyby nie walka o życie podczas zjazdów narciarskich. Mistrzem wyjazdu okrzyknięty został Tata Bóbr, który po wieloletniej absencji  narciarskiej postanowił z całą rodziną odstać swoje w kilkukilometrowej kolejce i wjechać kolejką PKL na Kasprowy Wierch i z niego samodzielnie zjechać. Na wszelki wypadek tuż przed brawurowym zjazdem oddał swej żonie wszystkie dokumenty, pieniądze i klucze. Trójka która pozostała na szczycie zamarła na chwil kilka, a sam Tata jak przy starcie nabrał powietrza, tak wypuścił je dopiero na mecie, wjechał wyciągiem krzesełkowym na górę i zdjął narty.  Adrenalina na poziomie najwyższym, umiejętności narciarskie na poziomie nieco niższym. Więc ten jeden raz mu wystarczył i do dziś nie powtórzył tego wyczynu choć osiągnął poziom zjazdowy MASTER.

Pozostali również mieli okazję pozjeżdżać, ale na super płaskiej oślej łączce. Bobrówna zjechała kilka razy na otrzymanych kiedyś od kogoś plastykowych nartach przyczepianych do zwykłych butów, Boberek natomiast na podobnych tylko siedem razy krótszych, Mama Bóbr darowała sobie tym razem przyjemności narciarskie. Zjazdy bobrowiątek polegały na tym, że kucali i jechali. Następnego dnia Bobrówna tradycyjnie jak na każdym wyjeździe pochorowała się.
Gdy poczuła się lepiej całą Rodziną wybrali się na lodowisko. I tu spotkała ich kolejna niespodzianka. Siedzią sobie w lodowiskowej kawiarni, jedzą kanapki, piją herbatę i nagle patrzą, a tam tuż obok nich siedzi sobie jak gdyby nigdy nic Mateusz Kusznierewicz z żoną. A ponieważ Tata Bóbr i Boberek byli Jego fanami radość ogarnęła ich dzika.

Uznając, że widzieli już wszystko, byli już wszędzie i atrakcji zaznali w bród postanowili wrócić do domu obiecując sobie, że kolejnego roku wrócą, ale bez Panasonica.


A poniżej Mi i Kuba z Tatą i gitarą
Kto jest kim?
:)

Brak komentarzy: