Facebook

piątek, 13 lutego 2015

Historia pewnego Bobra

Był sobie pewien Bóbr. Był piękny, mądry, dowcipny i ponad wszystko uwielbiał różne sporty, w tym ekstremalne. Jak powszechnie wiadomo sport to zdrowie, dlatego od najmłodszych lat zawsze musiał coś trenować.
Szachy dla ulepszenia pracy zwojów mózgowych, żeglarstwo... akurat ono dla wielkiej przyjemności i radości z odkrywania dwóch wspaniałych żywiołów, dżudo aby posiąść tajemne moce rzucania innymi osobnikami w taki sposób aby nie zrobić im krzywdy (choć zdarzały się wyjątki), skoki i ewolucje rowerowe aby kupić nowy rower, rozmontować go prawie do zera z przeróżnych gadżetów, na przykład hamulców i zedrzeć wszystkie posiadane pary butów (tak, ten Bóbr nosił buty!) w trybie now! Ukochał sobie również zimowe dyscypliny sportowe. Początkowo narty, na których zjeżdżał na krechę i skakał z własnoręcznie ukopanych bulw śnieżnych już w wieku lat kilku. Jednakże okazało się, że narty niewystarczająco podwyższają poziom adrenaliny w Bobrzym ciele, dlatego postanowił stworzyć własnymi rękami sprzęt inny, taki wynalazek trochę przypominający snołbord. Nieletni wtedy jeszcze Bóbr wymyślił, że od swej wieloletniej przyjaciółki deskorolki (tak na niej również jeździł i skakał, gdyż był bardzo skocznym Bobrem) odkręci koła, przyklei jakieś dwa paski i będzie wypasiony nówka nieśmigana osiedlowy sprzęcik zjazdowy. Długo nie pojeździł gdyż miał miejsce wypadek który spowodował pewien uszczerbek na Jego zdrowiu. 

Bóbr ten jednak nie zniechęcał się prędko,  był nieugięty w dążeniu do celu! Snołbord chciał posiadać i koniec. A pomogło mu w tym jedno zdarzenie. Pewnego zimowego dnia, podczas treningu dżudowego niechcący złamał sobie nogę. Niektórzy może byliby z tego powodu zrozpaczeni, jednak mały Bóbr potrafił nawet w takiej sytuacji znaleźć dobrą stronę. Mianowicie, z pieniędzy które otrzymał od znanej firmy ubezpieczeniowej (za złamanie nogi) zakupił wymarzony snołbord. Na usta się ciśnie: "Nie ma tego złego..."

Wystawiony w centralnym punkcie bobrzego domu rodzinnego snołbord doczekał się swojej pierwszej zimy. Mały Bóbr umiejętność zjeżdżania opanował w minut pięć. Ale jak wiadomo zjeżdżanie jest nudne, dlatego rozpoczął trenowanie skoków i różnych ewolucji około skokowych. Kilka zim obyło się bez żadnych przykrych niespodzianek. Aż nagle pewnego zimowego dnia, kiedy Bóbr w końcu wybrał się na swoją wymarzoną górkę, zdążył zjechać z niej raz. Do domu wrócił ze złamaną ręką. Być może małym, ale jednak pocieszeniem było to, że Jego najlepszy przyjaciel Wodnik Szuwarek również doznał podobnego uszczerbku zdrowotnego. Siedzieli więc tak obaj w jednej szkolnej ławie ze złamanymi prawymi kończynami górnymi. Kto ich widział wie, że ubaw mieli z tego niemały. Za uzyskaną za wypadek kasiorkę (bo oczywiście również otrzymał ją od znanego ubezpieczyciela) nie pamiętam co zakupił, ale był to na pewno jakiś sprzęt sportowy.

Dorosły już Bóbr jeździ i skacze do dziś i wiem że umiejętności ma coraz większe. Ba! Nawet ze swymi marzeniami poszybował wysoooooko i od niedawna trenuje kajtserfing.

Zawsze podziwiałam Bobra za wytrwałość w dążeniu do celu. W niektórych wymienionych dziedzinach osiągał wspaniałe wyniki i do dziś ma w sobie tę pasję, która pomagała mu je zdobyć.
I właśnie takiej wytrwałości i pasji życzę moim dzieciom. 








Brak komentarzy: