Facebook

poniedziałek, 14 grudnia 2015

punkt widzenia

Kiedy w maju sikanie po nocach dało mi znak żeby zrobić test ciążowy i zobaczyłam na nim dwie kreski, byłam delikatnie zawiedziona. No bo jak to możliwe? Przecież już miałam wrócić do pracy, trochę odetchnąć, oderwać się, pożyć swoimi sprawami, nie tylko dziecięco - domowymi. Nie była to rozpacz, ani złość, ale rozczarowanie, że te moje plany muszę zmienić, bo już tak bardzo chciałam czegoś innego chociaż te dwa dni w tygodniu.

Ale cóż, tak to już bywa że nie zawsze to co akurat uważamy za najlepsze jest najlepsze, albo po prostu ktoś tam w górze czuwa żeby scenariusz naszego życia był bardziej urozmaicony i kolorowy.
Miałam mało czasu by na brzuszkowym się skoncentrować tak jak to na przykład można w pierwszej ciąży. Dwóch latających przy nogach małoletnich zadbało o to wyjątkowo solidnie. Rósł sobie więc spokojnie, od czasu do czasu przygnieciony przez braci ich jak się okazuje sporymi już ciałkami.
Przyszedł na świat też spokojnie. Tak jak chciałam. Wiedziałam że po raz trzeci będzie to cc. Ale marzył mi się chociaż naturalny początek porodu, znak od Syna że on już jest gotowy do wyjścia i mogę być spokojna bo to JUŻ. I spełniło się. Wszystko naturalnie się rozpoczęło, trochę pobolało, a potem po prostu go wyjęli. Pięknego, sinego, z czepkiem na głowie i ciemną czuprynką.
Od dwóch tygodni mam Go przy sobie. I gdy Go przytulam to zastanawiam się jak to możliwe że go nie było?! I troszkę mi wstyd że byłam rozczarowana, że te plany mi zmienił. Wszystko zależy od punktu widzenia z miejsca w którym aktualnie się znajdujemy.

Teraz myślę, że praca raczej nie ucieknie, że mam sporo czasu by wrócić i działać. A On, Oni wszyscy trzej, moi muszkieterowie niedługo dorosną. Trzeba wykorzystać ten czas kiedy jeszcze chcą się przytulać i być razem blisko Nas bo wtedy czują się najlepiej, najbezpieczniej.

Czasem jest ciężko, ale nikt nie mówił że to wychowywanie to bułka z masłem.






Brak komentarzy: