Dziadek.
Gdy przychodził po nią do szkoły, pierwsze co robił to zawsze zabierał jej wielki ciężki plecak wypełniony stosem książek i zeszytów, pomimo sprzeciwu, bo wiedziała że Jemu też może być ciężko, ale On był uparty i zawsze zakładał go na swoje plecy. Ona, nazywana niejadkiem, zawsze ostatnia kończyła posiłek, ale jak byli tylko we dwoje to On wiedział co zrobić, żeby jedzenie było dla niej przyjemnością, a nie przymusem. Jabłko zawsze kroił w księżyce, kanapki w prostokąty, a zupą czy drugim daniem gdy tylko go poprosiła po prostu ją nakarmił, nawet w późnych latach szkoły podstawowej.
Kiedyś latem, w upalny dzień wybrali się na spacer. Poszli na plac zabaw. Ona bawiła się z dziećmi, a On siedział na ławce i obserwował. Obudziła się dopiero pod domem, gdy ją niósł w swoich ramionach, nie wiem czy siły nie miała i zasnęła czy zasłabła. Na pewno niósł ją długą drogę.
Kochała Go całym swoim dziecięcym sercem, potem nastoletnim i dorosłym też. I teraz gdy już Go nie ma tutaj, Ona nadal Go czasem widzi w mijanym na ulicy starszym panu z białymi włosami, a po jej policzku spływa łza tęsknoty.
Kochała Go całym swoim dziecięcym sercem, potem nastoletnim i dorosłym też. I teraz gdy już Go nie ma tutaj, Ona nadal Go czasem widzi w mijanym na ulicy starszym panu z białymi włosami, a po jej policzku spływa łza tęsknoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz