Wycieczka z Mamą, Dziadzia Byszkiem i Babą Batką.
Książę Mi okazał się bardzo dzielnym piechurem. Na własnych osobistych nogach przeszedł prawie całą trasę od zamku w Bobolicach do zamku w Mirowie! A supermocna babcia na zmianę z dziadkiem siłaczem pchali ten wózek wypchany prowiantem, który jak wiadomo jest niezbędnikiem każdej wycieczki!
Przygoda była wielka bo w lesie tyle niesamowitości od liści, szyszek po patyki i mrówki! A po drodze to spotkaliśmy wspinających się po skałach wspinaczy i niektórzy byli nawet golasami (wspiaczkowicze bez koszulek). I były nawet dwa zamki: jeden cały, drugi trochę... mniej cały.
A na koniec zaczął kropić deszcz i udało nam się schować w tej małej restauracji w ostatniej chwili bo tak zaczęło mocno padać i błyskać się i grzmieć! Niektórzy nie zdążyli tak wcześnie jak my się ukryć i byli aż tak mokrzy, że koszulki wyciskać z deszczowej wody musieli!
Na zakończenie naszej wielkiej przygody zjedliśmy pyszny obiad i trochę w kałuży jeszcze się co poniektórzy potaplali i wróciliśmy do domu, bo Tata przecież dzisiaj koncert gra i trzeba pojechać żeby posłuchać!
Było tak wspaniale i wszystkim dopisywał wyśmienity humor!!!
Aha!
Sto lat sto lat niech żyje Dziadzia nam!!!!! Bo to dziś właśnie Dziadzia Byszek się urodził! :*
PędzimyLecimy!
A Mama już taka duuuuuuuuuża jest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz