Facebook

czwartek, 26 września 2013

kury też mogą chodzić w góry :)

Ja i B. kochamy góry. Uwielbiamy na nie patrzeć, planować trasy którymi możemy wędrować. Bez względu na to czy świeci słońce i opala nam buzie czy pada deszcz i jesteśmy przemoknięci na wskroś, chodzimy i radość z tak spędzanego razem czasu mamy niezwykłą. Wspomnienia, niezapomniane przygody, miliony zdjęć... Ach... Po prostu bardzo to kochamy. Wiedzieliśmy, że gdy pojawią się dzieci to im też będziemy chcieli to wszystko pokazać, zarazić je górską miłością.

Wyjazdy teraz gdy jest z nami Mi są zupełnie inne. Planować trasy trzeba tak, żeby w każdym momencie można było się zatrzymać na karmienie, przebranie czy po prostu znudzenie Naszego Syna. Rok temu 3 miesięczny wtedy Mi wędrował z nami zawiązany w chustę. Czasem marudził, ale większą część czasu spał.
W tym roku wyjechaliśmy spontanicznie, na kilka dni z bardzo dobrym nastawieniem, mając w pamięci wspaniałe Gdańskie zwiedzanie! Tak się cieszyliśmy, że Mi jest taki ułożony i łatwo dostosowuje się do różnych sytuacji, zmian. Taki spokojny, wiecznie uśmiechnięty... Jednak w przeciągu kilku tygodni Nasze Dziecię zmieniło się... oj bardzo.
Ze słodkiego bobaska zamieniło się w jęczącą permanentnie jękałę!
I chcij tu Rodzicu wyjechać, odpocząć i miło spędzić rodzinnie czas!!! I co? Wielka D...! Człowiek sobie zaplanuje a potem okazuje się, że to wielki niewypał! Te plany, oczywiście.

Rodzina z uśmiechami na twarzach wychodzi na spacer, taki luźniutki, po Dolinie Kościeliskiej. I co? Ledwo wyszli z Hoteliku, a Dziecko się drze. I nie wiadomo o co. Krzyczy, że "Daj to!", pręży się w tym nosidle, na nogach stać nie chce, noszone być nie chce, do Taty nie chce, do Mamy nie chce, to czego ono chce? Matka się denerwuje, bo Dziecko się denerwuje. A jak Matka się denerwuje to wszyscy to odczuwają i zaraz Tata się denerwuje bo Mama się denerwuje, bo Dziecko się denerwuje. I wracają niezadowoleni do tego Hotelu, nawet stu metrów zaplanowanego spaceru nie przechodząc. Przekraczają drzwi pokoju, a Dziecko znowu się drze, bo w pokoju siedzieć to Ono też zamiaru nie ma! I Dziecko wyje, rzuca tymi butami, całe czerwone, spocone, oślinione... I w takiej miłej atmosferze mija połowa dnia. Potem jest trochę radości, śmiechu, wspólnej zabawy. Wszyscy mogą odetchnąć.
Wieczorem o normalnej porze Rodzice kąpią Dziecię i myślą że o normalnej porze wszyscy pójdą razem spać. Oj! Nic bardziej mylnego! Po kąpieli, karmienie a potem pół godziny wycia że spania nie będzie dopóki Dziecko samo o spaniu nie zdecyduje. Więc Rodzice myślą... w sumie czemu nie, sam zdecydować może, kiedy zmęczony będzie pokaże. Od tej pory wszyscy są spokojniejsi i bardziej szczęśliwi.



Przyznam szczerze, że już myślałam, że błąd popełniliśmy, że Dziecko przeceniliśmy, że wyjazd nieudany, że najlepiej to wracać powinniśmy do domu i w spokoju trudne Miłoszkowe dni przetrwać.
Ale zostaliśmy i następnego dnia wycieczkę na Kasprowy Wierch zaplanowaliśmy. Wjedziemy kolejką, a jak atmosfera będzie się pogarszała zjedziemy i do Hoteliku wrócimy.
Z zadowolonym Dzieckiem w nosidle do Kuźnic dotarliśmy... ale co? Zastaliśmy tam oczywiście kolejkę do kolejki! Minimum trzy godziny stania i czekania!!! Co to, to nie!
Mapki szybko obejrzeliśmy i szybko decyzję podjęliśmy: "Skoro spokojnie w Tuli siedzi, może chociaż na Nosal wejdziemy". I muszę przyznać, że Mi stanął na wysokości zadania i naprawdę z jedną maluteńką aferką w początkowej fazie wchodzenia, spisał się wspaniale!!
Nie uwierzycie jak bardzo byliśmy szczęśliwi. Udało się. Może niewielki, ale to nie ważne bo razem zdobyliśmy pierwszy szczyt! I potem już było tylko lepiej!
Nie wiem czy chodzi o Nasze nastawianie i wiarę w to, że się uda, czy że Mi zrozumiał jak bardzo nam zależy, że chcemy z Nim, razem! Ale jestem szczęśliwa, bo pomimo początkowych trudności udało się!





Matka Be znalazła najlepsze, najwygodniejsze spodnie na świecie! Takie które to nigdzie nie uciskają, przy noszeniu nosidła się nie zsuwają, do wszystkiego pasują i nosić by się je chciało cały czas! Jeżeli można się zakochać w spodniach to ja zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia!
W góry też je wzięłam. Wytrzymały wszystko! I wyglądają nadal jak nowe! Spodnie od Kury d., bo o nich mowa, posiadam i ja i Mi! Są naprawdę rewelacyjne! Na chłodniejsze dni idealne i marzę by mieć ich więcej  :) My w naszych kurach chodzimy po górach!















Brak komentarzy: