Gdy inni dowiadują się o tym, że człowiek zostanie rodzicem to zaraz po gratulacjach zazwyczaj raczą go milionem dobrych rad jak to powinien się teraz zachowywać, co robić, czuć, jak się odżywiać itp. Ale to dopiero początek. Wszystko jeszcze bardziej rozkręca się gdy dziecko pojawi się na świecie. Wtedy wszyscy najlepiej wiedzą jak zająć się nowonarodzonym.
Najgorsze jednak nie jest to, że człowiek te rady dostaje ( bo każda wypływa z dobrego serca ), ale to że po wysłuchaniu dwudziestej, już sam nie wie co robić. Zaczyna wątpić w działanie swojej intuicji, ma mętlik w głowie i jeszcze raz musi przetworzyć wszystkie informacje, żeby wrócić do punktu w którym był na początku.
Mnie i B. najbardziej ze wszystkich zdań wypowiedzianych przez "doświadczonych" podobają się słowa "No to teraz się zacznie..." Taką formę ostrzeżenia (?) słyszymy za każdym razem gdy Mi jakąś nową umiejętność posiądzie. Np.:
raczkowanie = dziecko wyciągające wszystko z półek, szafek, szuflad w całym domu
stawanie = dziecko wyciągające wszystko także z górnych półek, szafek, szuflad w całym domu
chodzenie = dziecko wyciągające wszystko ze wszystkich możliwych miejsc i wsadzanie palców wszędzie gdzie się tylko da
To że jesteśmy szczęściarzami i mamy cudowne dziecko jest faktem oczywistym. Ale po każdym "No to się zacznie..." wyczekiwaliśmy tego strasznego momentu i... właściwie nic się nie działo/dzieje:
- książki na półkach całe, na najniższej są twarde książeczki Mi i jemu to wystarczy. Czasem sięgnie po którąś znajdującą się wyżej ale wystarczy pokazać gdzie ma swoje i sprawa skończona
- jedną szafkę zagospodarowaliśmy na jego zabawki, więc do innych nie ma powodu zaglądać
- z szuflad czasem coś wyciągnie ale tylko wtedy gdy my w nich szperamy
- kontakty są zaślepione ale i tak go nie interesują
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz